Amorfa krzewiasta


W naszym ogrodzie rośnie tajemniczy krzew. Krzew, który przetrwał wszystko- nawet destruktywne zapędy mojego taty. Krzew, który okazał się skarbem.
Roślina ta została zasadzona jeszcze przez mojego dziadka. Żyła sobie całkiem spokojnie, rozrastała się, aż wyrosła tak duża, że mój tato postanowił się z nią rozprawić. Nikt nie wie skąd ta wielka niechęć taty- ale skończyło się na tym, że wyciął cały krzak do ziemi a na jego miejscu rozpalił wielkie ognisko. Rok później krzak odrósł.
Kiedy przejęliśmy ogród nie chcieliśmy się krzaka pozbywać- rośnie przy wejściu i tworzy ciekawą barierę tuż przy bramie. Żeby wejść dalej trzeba go ominąć- jest granicą pomiędzy wejściem a "ogrodem właściwym." Oczywiście był za wielki, więc znacząco go skróciliśmy (do wysokości 1m). W następnym roku zagęścił się i osiągnął swoje standardowe 2-3 metry. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jedna nurtująca kwestia- wciąż nie wiedzieliśmy jak ten olbrzym się nazywa.
Tak wyglądała amorfa na wiosnę po przycięciu. Trochę nas zmartwiła, bo puściła liście dość późno, ale okazuje się, że to typowe dla tego gatunku.
A tej jesieni wyglądała już tak.
W tym roku przycięliśmy ją mniej. Przycinanie nie jest konieczne, ale chcemy utrzymać ją w ryzach.
Na poprzednim zdjęciu też jest kot- nadzorował cały proces:)
Któregoś pięknego dnia, rozpoczęłam guglowe poszukiwania. Po kilku porażkach natrafiłam na post na blogu drzewa i krzewy i wszystko stało się jasne. Amorfa krzewiasta zwana inaczej indygowcem. Bardzo ciekawa, i co ważniejsze, pożyteczna roślina.
Amorfy są bardzo wytrzymałe- nie przeszkadza im susza, zanieczyszczenia, sól czy słaba gleba. Ogień też nie, jak udowodnił eksperyment taty. Podpalenie przetrwała prawdopodobnie dlatego, że ma bardzo silny system korzeniowy i miała od czego odbijać. Dzięki takim korzeniom, amorfy używane są do wzmacniania brzegów rzek. Poza tym sadzone są w miastach, bo nie przeszkadzają im panujące tam, trudne warunki.
Amorfy to bardzo dekoracyjne krzewy- duże, dorastają do 3 metrów, tworzą gęstą ścianę zieleni, na tle której można eksponować inne gatunki. Świetnie sprawdzają się jako naturalistyczne żywopłoty, albo jako samotne ozdoby dużych trawników. Minusem mogą być ich rozmiary- ich średnica to dobre kilka metrów, o kształtowaniu można tylko pomarzyć. Ich pędy słabo się rozgałęziają, przypominają trochę gałęzie wierzby. Z tego też powodu we Włoszech amorfa używana była do wyplatania koszyków.
Zostawiliśmy obcięte gałęzie- może coś z nich upleciemy?
Kontrola jakości sprawdza przydatność surowca.
Do czego jeszcze może się przydać amorfa? Jak już pisałam- to prawdziwy skarb.
Zacznijmy od fioletowo-żółtych kwiatów, które pojawiają się w czerwcu i lipcu. Nie pachną może zbyt pięknie, ale za to bardzo silnie przyciągają pszczoły. Dla wszystkich, którzy chcą przyciągnąć te pożyteczne owady do ogrodu amorfa będzie nieoceniona, ponieważ pszczoły lubią ją tak bardzo, że potrafią zrezygnować z innych źródeł pyłku na jej rzecz. Amorfa kwitnie pomiędzy akacją a lipą, przez co wypełnia pyłkową przerwę.
Pszczoła na wyżerce.
Kwiatki z bliska.
Amorfa czasem kwitnie dwa razy- tak wyglądał kwiatek tej jesieni.
 A skoro o owadach- nie wszystkie robale chcemy gościć w swoim ogrodzie. I tu pomoże nam amorfa, która posiada specjalne gruczoły żywiczne produkujące substancję odstraszającą szkodniki. Dlatego niektórzy sadzą tą roślinę w pobliżu drzew owocowych. Można też przyrządzić specjalny płyn ze spirytusu i owoców amorfy (to takie niepękające mini-fasolki) i spryskiwać nim miejsca, które chcemy ochronić przed insektami i pajęczakami.
Nasionka.
Taki płyn przyda się również, jeśli nabijemy sobie siniaka. Wtarty w skórę pomaga ponoć na miejsca obite lub dotknięte reumatyzmem. Jak się okazuje amorfa jest bowiem rośliną cenioną w medycynie. Zwiększa odporność na infekcje, zwalcza pasożyty, obniża poziom złego cholesterolu we krwi, działa przeciwnowotworowo i estrogennie (pomocna przy klimakterium), pomaga dzieciom w zaburzeniach psychologicznych (jak?). Zawarte w niej związki mogą pomóc wiązać wapń w kościach. Surowcami używanymi w lecznictwie są korzeń i owoce. Na tej stronie znajdziecie dużo bardziej szczegółowe informacje na temat tego jakie medyczne moce drzemią w amorfie.
A jeśli nie zdrowotnie, to amorfę możemy też wykorzystać artystycznie. Nie bez powodu jej potoczna nazwa to indygowiec (ang. false indigo). Kiedyś uzyskiwało się z niej niebieski barwnik, jednak jego zawartość jest zbyt niska, żeby opłacało się to robić na większą skalę. 
Można jeszcze amorfy użyć do produkcji perfum i olejków eterycznych.
I na zakończenie- ponieważ jest to roślina z rodziny bobowatych, żyje w symbiozie z bakteriami glebowymi, które wiążą azot w glebie. Z jego dobrodziejstw mogą korzystać rośliny posadzone w pobliżu amorfy.
Jak się okazuje nawet nie wiedzieliśmy jaki skarb mamy w ogrodzie. Tak to już było z moim dziadkiem. Po kryjomu, w tajemnicy przed babcią, zamawiał najróżniejsze ciekawostki i zdobywał je w czasach, kiedy o rzadkie rośliny było naprawdę trudno. Wielu z tych roślin nazw nie znamy, po prostu rosną sobie od lat. Czasem wydaje się nam, że wiemy co to, a tu okazuje się, że się mylimy (przykład z kocimiętką, która okazała się miętą cytrynową). A czasem odkrywamy ukryte moce w krzaku, którego przez wiele sezonów ktoś chciał się pozbyć. Same niespodzianki w tym naszym ogrodzie:)
Amorfa po deszczu, piękna prawda?
Na zakończenie kilka amorfowych linków:

Komentarze

  1. Rzeczywiście ciekawa roślina.
    Zupełnie mi nieznana, a jakże interesująca! :)
    Nooo i podziwiam ją już za sam fakt przetrwania.
    Coś musi w tym być.
    Trzeba nad nią pomyśleć, oj trzeba. :))
    Uściski,
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby co służę nasionkami- nie wiem czy w tym roku jakieś zostały ale za rok na pewno:)

      Usuń
  2. Hej, mysle o posadzeniu kilku sztuk amorfy na miejscu, gdzie raczej nic nie urosnie, ale wydaje mi sie za wysoka. Mam wiec prosbe o info. Czy cięcie na wysokosci ok. 1,5 metra nie spowoduje gorszego ulistnienia w kolejnych latach ? Nie popsuje wygladu ?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z naszego doświadczenia wynika, że w miejscu cięcia amorfa się rozgałęzi i puści długie proste pędy- cięcie na tej wysokości powiększy więc jej rozmiary i pewnie spowoduje, że krzew straci kształt bo gałęzie zaczną się kłaść pod swoim własnym ciężarem, a na dole zostanie łysinka na starych konarach. Rzeczywiście przycinanie (robiliśmy to dwa lata z rzędu) przerzedziło nieco naszą roślinę- było widocznie mniej liści i mniej kwiatów, ale przy jej rozmiarach nie zdołowało nas to specjalnie;-) Znacznie lepsze efekty niż przycinanie pędów np. w połowie przyniosło przycinanie ich przy ziemi, bo to co odbiło wyglądało bardziej naturalnie i było równomiernie ulistnione. Nie da się ukryć, że to mało wdzięczna roślina, jeśli chodzi o kontrolowanie jej kształtów.
      Mam nadzieję, że pomogłam w decyzji i pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  3. Dzięki, moze poszukam cos w podobie, karagana, słonisz ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu niestety nie pomogę, bo z towarzystwem nie miałam przyjemności współpracować;-) Ale grochodrzew za mną chodził kiedyś- a z tego co czytam jego fasolki i kwiaty są jadalne, hmmm...

      Usuń

Prześlij komentarz