Osłaniamy

Nadszedł ten czas- temperatury utrzymują się od dłuższego już czasu poniżej zera i można przygotować ogród do zimowego snu. W tym roku poczekaliśmy na ochłodzenie, zanim wyruszyliśmy w teren ze słomą i ziarenkami dla ptaków. Wcześniej było tak ciepło, że żadne okrywanie nie miało sensu. Dopiero ostatni weekend był na tyle zimowy, żeby wziąć się do roboty.
Na osłanianie mamy trzy sposoby.
Najbardziej delikatne lub narażone na mroźne wiatry rośliny owijamy słomą. W tym roku takich kubraczków dorobiły się glicynie, milin, magnolia, jabłonka i pigwa. 
Glicynie w kubraczkach.
Niektórych delikwentów kopczykujemy- w tym roku specjalnym kupnym podłożem do tego, ponieważ naszego kompostu nie było jeszcze na tyle. Tak chronimy na przykład różę, budleję, azalię czy różanecznik. 
...albo jaśminowca.
Nasz ostatni sposób to stroisz- tradycyjnie są to gałązki z ekspansywnie rozrastającego się krzaka sąsiadów. Okrywamy nimi ziemię dookoła wrzosów, niektórych ziół i wielu innych roślin. Czasem dajemy go też na kopczyki, jako dodatkowe zabezpieczenie. Poza najdelikatniejszymi roślinami zazwyczaj chronimy też nowe okazy, które nie zdążyły się jeszcze zaaklimatyzować.
Ostroiszowane wrzosy.
Różanecznik ma kopczyk i stroisz.
Jak się tak rozejrzeć, to wygląda na to, że z ziarenkową kulą w karmniku i zasiekami przeciw-dzikowymi nasz ogród jest gotowy na przyjście zimy. A my?
W tym roku miałam mocne postanowienie unikania wszelkiej świąteczności do pierwszego grudnia. Wszystko dlatego, że rok temu atmosfera świąteczna minęła mnie totalnie bokiem i bardziej mnie to całe zamieszanie zmęczyło niż ucieszyło. W tym roku nie chcę powtórki, więc dawkuję sobie święta. Żadnych zakupów do pierwszego grudnia (no dobra, kupiłam talerz na targu staroci, ale to było naprawdę cacko z cudną grafiką za 5 złotych!), żadnego planowania menu, żadnych wizyt na jarmarku, żadnego lajkowania choinek na fejsbuku. Ponieważ Boże Narodzenie panuje w sklepach już od początku listopada, było mi dość ciężko- ale właśnie o to chodziło. Przyznam szczerze, że nie mogłam się doczekać tej dwunastki w kalendarzu.
Teraz też jest stopniowo- na przykład dyspensy na świąteczne piosenki jeszcze nie mam. Na razie w słucham w samochodzie Billy Holiday i Elli Fitzgerald- jest przytulnie i klimatycznie ale jeszcze nie świątecznie. Od Mikołajek przyjdzie czas na moje ukochane "Christmas with the Rat Pack" i na picie kawy w krismasowym kubku. To taki mój mentalny kalendarz adwentowy.
I powiem Wam, że to chyba działa. We wtorek na zupełnym spontanie upiekłam cienkie pierniczki. Dziś powstały czekoladowe ciasteczka z orzechami laskowymi (naszymi też, więc będzie przepis:)) i absolutnie genialna masa piernikowa do kanapek (nutella to przy niej zupełny fast food). KonQbek uaktywnił się za to na polu czekoladkowym i stworzył smak, który spokojnie można nazwać "Różana Pavlova" i sprzedawać za grube dolary w czekoladziarniach. 
I tak pochodzimy do siebie jak dwa jeże- ja i święta. Spotkania nie unikniemy, ale może da się zminimalizować szkody:)

Komentarze