A gdyby gruszki się udały?

Tak. Pogdybajmy sobie dzisiaj. Gdybym wzięła się za siebie, ten i parę jeszcze innych wpisów już dawno wylądowałyby na blogu. Dokumenty, których termin wysyłki zbliża się nieubłaganie, byłyby skrupulatnie wypełnione, co do ostatniej, różowej krateczki. Wiedziałabym jak smakują dyniowe kopytka, bo w końcu bym je zrobiła. Nie stresowałby mnie kolejny pożarty kawałek dyniowego ciasta, bo zaczęłabym chodzić regularnie na basen. Pestki kakaowca zajęte byłby kiełkowaniem, posadzone w doniczkach. A listopadowy wyjazd zostałby dopięty na ostatni guzik. No kurde, ogólnie- byłoby ładnie, równo i bez wyrzutów sumienia. Ale nie. Jak nasza gruszka w tym roku, mam produktywność zero. Tyle że gruszka ma bakcyla, a ja? No o żadnym mi nie wiadomo. Ale gdyby bakcyl i upały nie dopadły gruszki... to owoce skończyłyby w tym oto cieście. Wcale nie tak hipotetycznym- bo wylądowało w naszych brzuchach. (choć nie obraziłabym się, gdyby kalorie z niego poprzestały na byciu hipotetycznymi...)
Ta tarta to chyba najdoskonalszy sposób, na przywitanie jesieni. Jej słodkie, intensywne aromaty starają się potwierdzać, że nadeszła pora kulinarnej obfitości. Mamy tu miodowe gruszki, spaloną woń karmelu, drogocenną wanilię, migdałowe amaretto, energetyzującą skórkę z pomarańczy i ostrzejsze nuty laurowe. Takiej kompozycji nie powstydziłby się najlepszy twórca perfum. Do tego to ciasto wygląda jak obraz- oblane ciemnozłotym karmelem gruszki, lekko zielone listki i kawałki skórki pomarańczowej skomponowane w idealnej wrześniowej stylizacji. Nic tylko drukować na t-shirtach i czekać, aż fashionistki się udekorują.
Z powodów grzybowych, jak już wiecie, nasza grusza zaliczyła w tym roku kryzys. Dlatego gruszki są ze sklepu. Jedynym naszym składnikiem są listki laurowe- mały wawrzyn rośnie dzielnie na tarasie w doniczce (niestety zimy w gruncie by nie przeżył). Ale jak już pisałam, dziś będzie o gdybaniu, więc pogdybajmy gruszkowo. Gdyby gruszki się udały, to skończyłyby w tej tarcie!

GRUSZKOWA TARTA TATIN (przepis Jamie Olivera z Comfort Food)

5-6 drobnych twardych gruszek (te małe wyglądają ładniej po upieczeniu)
25ml amaretto
150g drobnego cukru
50g masła
1 laska wanilii
2-3 świeże listki laurowe (nasze!)
1 pomarańcza
garść migdałowych płatków
1 opakowanie ciasta francuskiego (xxl- 375g)
 Piekarnik nagrzewamy do 200*C. Gruszki obieramy i usuwamy gniazda nasienne, krojąc część z nich na pół a część na ćwiartki. Owoce skrapiamy amaretto i odstawiamy.
Teraz przyda się patelnia, którą można wsadzić później do piekarnika. Nasze wszystkie mają rączki z tworzywa, więc użyliśmy rondla (średnica 26cm)- minusem było to, że trudniej go na koniec odwrócić. Do patelni/ rondla wrzucamy cukier i podgrzewamy na średnim ogniu, aż się leciutko zezłoci. Do niego dodajemy pokrojone w kostkę masło i ostrożnie rozpuszczamy (bez mieszania- można ewentualnie pokręcić garnkiem). Teraz nadchodzi chwila magii- cierpliwie, przez jakieś 5 minut obserwujemy jak tworzy się karmel. Naszym celem jest złoto-brązowy sos- kiedy już go mamy, laskę wanilii przecinamy na pół, wybieramy wszystkie ziarenka nożem i nasionka i strąk, razem z laurowymi listkami, dorzucamy do karmelu. Obieramy pół pomarańczy, starając się, żeby skórka była jak najcieńsza- dorzucamy skórkę do sosu. Czas na gruszki- układamy je w sosie, starając się stworzyć jedną, równą warstwę jednocześnie nie parząc sobie palców BARDZO gorącym karmelem. Wierzch posypujemy płatkami migdałowymi, podkręcamy trochę temperaturę i przez kilka minut grzejemy- gruszki mają zmięknąć, a sos cudownie zgęstnieć.
Ciasto francuskie rozpakowujemy i formujemy mniej więcej w kształcie naszej patelni czy rondla. Ostrożnie układamy ciasto na owocach, lekko dociskamy, ale uważamy na palce. Pieczemy 20-25 minut aż ciasto francuskie się wypufi a brzegi będą ciemno-brązowe. 
Teraz trudny moment, szczególnie jeśli używacie rondla jak my. Potrzebna będzie pewna ręka. Patelnię lub rondel przykrywamy talerzem i szybkim ale ostrożnym ruchem przewracamy ciasto do góry nogami. Pamiętajcie, że karmel jest naprawdę gorący i nie wiele rzeczy potrafi poparzyć tak dotkliwie jak rozgrzany cukier. Ale niestety z ciastem nie można czekać, bo wystudzone przyklei się do garnka i wprawdzie walorów smakowych nie stracicie, ale estetyczne z pewnością.
Kiedy już macie na talerzu tartę, poczekajcie aż sos spłynie na nią do ostatniej kropelki. Jamie poleca jeść ją z kulką lodów albo sosem custard. Sama też jest niesamowita- tylko pamiętajcie- dajcie chwilę karmelowi. Inaczej bąbel na języku gwarantowany:-)

Komentarze

  1. Ale bym zjadła takie gruszki!!! pycha:)
    ściskam kochana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście jest sezon a ciasto całkiem proste, więc nic nie stoi na przeszkodzie:-) Pozdrowienia!

      Usuń

Prześlij komentarz