Jesień się zrobiła

Dziś będzie wbrew trendom. Bo choć aura nie sprzyja hm, życiu właściwie- jest zimno, szaro i brzydko, ja postanowiłam odczarować trochę ten październik. Poczekajcie chwilę, poczytajcie i dajcie się przekonać, że można i bez zmarszczonego czoła. Potrzebne jest tylko odpowiednie wyposażenie- samochód, dobra płyta, wieczorne miasto i ciacho. Takie, którego wszystkie atuty można docenić dopiero teraz, kiedy zaczynają spadać liście.
Jeszcze totalnie nie oszalałam- wciąż nie lubię kiedy jest mi zimno w stopy, a wiatr z deszczem wciskają się bezczelnie w zakamarki szalika. Biegnę truchtem do samochodu, próbując ominąć po drodze jak najwięcej deszczowych kropli- a one robią wszystko, żeby we mnie trafić. Zgrabiałą ręką szukam kluczyków w torbie, wsiadam za kierownicę i zatrzaskuję drzwi.
Po chwili silnik mruczy, ogrzewanie zawija moje stopy w ciepłość a z głośników zaczyna brzmieć jakaś dobra muzyka- całkiem smakowicie bluesujacy Hozier na ten przykład. Włączam się do ruchu, uruchamiam wycieraczki i w drogę przez zatłoczone miasto. To mój czas na bycie tylko ze sobą- w czarnej bańce Rołcza, odizolowana od podłej pogody i sfrustrowanych ludzi jadę. Nikogo nie obchodzi dokąd się wybieram- schowana na kierownicą jestem tylko anonimowym cieniem w czyimś lusterku. I przez chwilę nic mnie nie dotyczy- jestem tylko ja, moje myśli i moja trasa.
Po takiej izolacji tym cudowniej wraca się do ciepłego domu. Zaczyna się dziać- telewizor papla wiadomościami, konQbek zestrzeliwuje kolejny statek kosmitów, Drożdżówa chrapie na legowisku a koty głośno domagają się jedzenia. Szybki rekonesans, mały szaber kuchni i taktyczne wycofanie się pod kocyk. W jednej ręce gorąca herbata, w drugiej ciasto. Właśnie- TO ciasto.
Postało jako wypadkowa przepisu Jamiego Olivera i tego co akurat było w domu (z naciskiem na obecność marchewki). Wymieszane na szybko, z substytutami substytutów, wzorowo wyrosło i wpisało się idealnie w obecną aurę. Mocno słodkie, pachnące cynamonem i goździkami, z cytrynowo imbirową nutą. To musiało być przeznaczenie- jakaś kulinarna siła wyższa poukładała właśnie te składniki w kuchni, po to żeby mogło powstać. Na szczęście pamiętam co tam nawrzucałam i eksperyment można powtórzyć. Macie ochotę?

MARCHEWKOWE CIASTO (luźna interpretacja przepisu Jamiego Olivera z Cook with Jamie)
100g orzechów włoskich
250g marchewki (naszej!)
250g miękkiego masła
250g brązowego cukru
5 jajek (żółtka i białka oddzielnie)
1 cytryna
170g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
50g migdałów w płatkach
50g wiórków kokosowych
1 czubata łyżeczka cynamonu
szczypta mielonych goździków
szczypta tartej gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki mielonego imbiru
szczypta soli

Dno okrągłej formy (23cm) wykładamy papierem do pieczenia. Orzechy łupiemy jeśli to konieczne i  dość drobno siekamy. Marchewkę obieramy i rozdrabniamy (można to zrobić na tarce, ja używam miksera, bo nie lubię mieś obtartych kłykci;-)). Piekarnik nagrzewamy do 180*C.
Masło ucieramy z cukrem do otrzymania puszystej masy. Dodajemy po jednym żółtku, cały czas ucierając. Kolejny etap- cytryna. Ucieramy skórkę i wyciskamy sok- dodajemy do ciasta. Następnie dosypujemy mąkę, proszek do pieczenia, migdały, orzechy, wiórki kokosowe, przyprawy i rozdrobnioną marchewkę. Wszystko dokładnie mieszamy.
W oddzielnej misce, ze szczyptą soli, ubijamy sztywną pianę z białek. Delikatnie ale starannie łączymy nasze ciasto z pianą. Masę przelewamy do przygotowanej formy i pieczemy w rozgrzanym piekarniku ok 50 minut, aż wyrośnie i będzie złociste (do suchego dźgulca). Zanim zaczniemy je kroić dajemy mu jakąś godzinę na ochłonięcie.

Komentarze

  1. M1: za każdym razem, kiedy widzę przepis na ciasto marchewkowe, zastanawiam się jak ono smakuje. Nigdy nie próbowałam, a naprawdę chciałabym sprawdzić czy przypadło mi do gustu. Chyba będę musiała w końcu upiec?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Albo kupić kawałek- no bo kto to zje całe jak nie zasmakuje;-) (tzn. zawsze można nam wysłać:-)) A na poważnie- są warte spróbowania, w każdym wydaniu.

      Usuń

Prześlij komentarz