Świadomy konsument kontra zapałki

W poprzedni weekend udało się nam pierwszy raz zapalić w naszym domowym kominku. To wielki projekt i sukces konQbka. I ogromna radość kiedy w końcu po domu rozeszło się wymarzone ciepło. Może trochę z zazdrości, że mój wkład w tę misję był mizerny, postanowiłam podjąć się niezwykle istotnego zadania i zakupić zapas zapałek. Pierdoła czy nie, okazuje się, że można to soczyście przedobrzyć, próbując być tak zwanym "świadomym konsumentem". Otóż ja chyba nie potrafię nim być, ale jeśli chcesz się dowiedzieć jak zrobić, żeby firma napisała mejla, że produkcja dorabia jeszcze akty męskie zapraszam;-)

Zaczęło się od tego, że zapałki, które kupujemy w lokalnych sklepach są beznadziejne. Draski zużywają się po pierwszych trzech potarciach, potem łatwiej jest złamać patyczek niż uzyskać choćby cień iskierki. Szybkie spojrzenie na opakowanie i wszystko jasne- to najprawdopodobniej czajnizjum, sprowadzane przez krajowego dystrybutora. Czytałam kiedyś artykuł o trudnościach polskich producentów zapałek spowodowanych właśnie zalewem tańszych produktów z Chin. Pomyślałam sobie, że w ramach patriotyzmu lokalnego znajdę firmę w Polsce i zamówię od nich zapas zapałek.
Tu widać, że porządek w naszym domu jest kwestią kąta patrzenia, a nie zasadą ogólną.

I tak wieczorem, czekając aż się zwolni łazienka, zaczęłam moje badania rynku. Wyguglałam sobie "polskiego producenta zapałek" i zaczęłam przeglądać wyniki. Pierwsza rozsądnie wyglądająca firma na jaką trafiłam, która miała sklep online- bo większość z nich się w to nie bawi- była zakładem z ponadstuletnią tradycją. Legenda polskiego zapałkarstwa można powiedzieć. Już prawie klikałam w zamówienie, ale coś mnie tknęło- logo wyglądało podejrzanie znajomo. Kolejnych kilka wyszukań (i minut) i okazało się, że fabrykę wykupiła globalna korporacja. Przecież nie po to szukam, żeby stać się klientem korpo!

Z powrotem do gugla, kilka stron później znajduję kolejną firmę. Jest sklep on-line. Jest produkcja w kraju. Jest i mała firma, nie międzynarodowy moloch. Zaznaczam, że minęło wtedy jakieś pół godziny i  łazienka była już dawno wolna... Ja twardo przeszukuję. Producent wygląda interesująco- bawią się nawet z tematyczne zapałkowe gadżety, klasyczne zapałki z gołą babą są, ale w wydaniu retro i zaraz obok są też do kupienia goli panowie retro. Może nie chwalą się specjalnie byciem eko, ale sam fakt, że są blisko zmniejsza ślad węglowy. Dumna, że znalazłam zapałkowych pasjonatów obwieściłam konQbkowi, że chyba mam naszego dostawcę i w końcu poszłam do łazienki.

Wiem- seksizm, uprzedmiotowienie, ale zawsze rozczula mnie zabawa konwencją i taka interpretacja klasyki, czyli "gołej baby z cycem" na opakowaniu, zmotywowała mnie do zakupu :-)

Wiadomo, że łazienka sprzyja rozkminom i kiedy wyszłam targały mną kolejne wątpliwości. Przypomniałam sobie jak czytałam na stories u Ani z aniamaluje* o firmie, której produkty przestała kupować, ponieważ prezes okazał się mobbującym zbokiem. A co jeśli ten producent jest nieuczciwym gnojem?! Z powrotem do gugla- na stronie z opiniami o pracodawcy rzeczywiście kilka niepochlebnych opinii. Coraz bardziej się waham, a czas szukania zapałek przekracza godzinę. Sprawdzam ich na fb, żadnych brudów, za to zasponsorowali jakiemuś panu zapałki do budowania modeli i wspierają WOŚP. Nie wiem co robić.

I wtedy mnie trafiło. Oto spędzam niedzielny wieczór grzebiąc w internecie na temat jakiegoś producenta k@#*a zapałek z drugiej strony Polski, tylko po to, żeby mieć pewność, że dobrze wybrałam. Cenię świadomy konsumpcjonizm, ale istnieją granicę i ja je właśnie pełnym rozpędem przekroczyłam. Myślę, że wiele influencerów/ek i innych medialnych źródeł wywiera na nas presję by kupować idealnie. Organicznie? Dobra, ale czy marka jest etyczna? A jakie organizacje wspiera? A jakie mieli stanowisko w kwestii strajków? A kim jest szef? A czy są zero waste? Nie? Jak możesz wspierać ich swoimi zakupami?!

To jest zakup właściwy- zapałki bez nadruku z porządną draską.

Ostatnio jakaś grupa z prawicowej strony sceny politycznej opublikowała listę marek, które planują bojkotować, ponieważ firmy te wsparły strajki kobiet. Moja mama nie kupuje pewnego płynu do naczyń, od kiedy dowiedziała się jaką partię sponsoruje jego producent. Ja kupuję Ptasie Mleczko Wedla nie dlatego, że jestem uzależniona od cukru i pracując z domu hoduję sobie oponkę bezpieczeństwa (...)- robię to, żeby pokazać wsparcie dla marki, która zachowała się bardzo porządnie w stosunku do swoich pracownic, które chciały strajkować. W języku angielskim jest zwrot "to vote with your feet" oznaczający celowe wybieranie albo rezygnowanie z produktów i usług na podstawie wartości jakie reprezentują one same lub ich twórcy. I w dzisiejszych czasach jesteśmy coraz bardziej świadomi, że kupując od danego producenta wyrażamy również swoje preferencje- etyczne, polityczne, kulturalne. 

Dziabnęłam jeszcze podpałkę- jest podobno eko, ale nie znam się na ile parafina jest nieszkodliwa.

Ale mam wrażenie, że popadliśmy w skrajność. Produkt to też tylko produkt. Nie chcę, żeby ktokolwiek identyfikował mnie jedynie na podstawie towaru, który mam w koszyku. Czasem trzeba po prostu kupić zapałki, bez spędzania wieczoru na inwigilacji potencjalnych firm i bez poczucia winy, jeśli okaże się, że firma jednak nie jest taka fajna na jaką wygląda. I ewentualnie następnym razem dać szansę innej, jeśli okaże się, że jednak coś nam umknęło.

Żeby zakończyć moją historię o zapałkach- w końcu wybrałam tego drugiego producenta. Może miał w tym swój udział fakt, że mają pudełka z męskimi aktami? A może to, że było już koło północy i zrozumiałam, że albo będę musiała zadzwonić i umówić się z panem prezesem na rozmowę, przed kupnem tych 250 zapałek, albo odpuszczę i pozwolę sobie na ryzyko popełnienia błędu w wyborze firmy. W poniedziałek rano dostałam takiego mejla:

Witam,

Zamówiła Pani u nas zapałki, wpłata jeszcze nie zaksięgowana, ale chciałabym poinformować, że w tym momencie aktów męskich niestety nie mamy, produkcja będzie mi dorabiać środa - czwartek, czy w tej sytuacji mogę wysłać to co mamy, a akty doślemy?
 

Widzę teraz oczami wyobraźni tych biednych panów na produkcji, którzy rozdziewają się ze swoich roboczych ogrodniczek i pozują przy maszynach...:-D

I taka radość :-D Czy mam na sobie onesie? Być może. Czy nie mam makijażu? Niewykluczone. Czy mam kaczy dziubek przez aparat? Zdaje się, że tak. Jest pandemia, standardy są obecnie bardzo dresowe.

BTW odpisałam pani, żeby wysłała wszystko razem- ja kilka dni bez zapałek wytrzymam, a kurier nie będzie jeździł dwa razy:-)

*jeśli jakimś cudem nie znacie jeszcze Ani polecam; dla mnie to internetowy głos rozsądku i źródło informacji na wiele tematów :-)

Komentarze

  1. No to mnie rozbawiłaś..... podziwiam za upór i rozkminę tematu, ale ....aż się boję pomyśleć ile trwa wybieranie pozostalych niezbędnych w domu produktów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... i ile mam zmartwień, kiedy muszę zdecydować szybciej. Ostatnio próbowałam się nie stresować tym, czy kupiłam konQbkowi dobre skarpetki. Prawie mi wyszło, ale ciężko mi odpuścić. Można pomyśleć, że mam za dużo czasu, ale nie- ja to robię w ramach wielozadaniowości . Ale dla tych zapałek warto było :D

      Usuń
  2. Fajny tekst, zabawny, ale dający do myślenia. Ja takich rozkminów nie robię, ale mam wyrzuty sumienia, że nie robię. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:-) Myślę, że rozkminy to kwestia priorytetów- czasem po prostu nie ma czasu albo ochoty i nie ma co mieć wyrzutów sumienia- w życiu nie da się wiedzieć ani robić wszystkiego na 100%. Umiejętność odpuszczania to coś czego wciąż nieudolnie się uczę :-)

      Usuń
  3. Nagich panów na zapałkach jeszcze nie widziałam! Więcej takich zapałek :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz