Dolnośląska Prowansja

Fiołek w dziczy
Jak byłam mała moimi ulubionymi kwiatkami były fiołki. Małe, ukryte, ale jak się już je znalazło to urzekające pięknym intensywnym kolorem i cudownym zapachem. No i mówi się, że ktoś ma fioła co też mi się podobało. W podstawówce miałam nawet kolegę, który nazywał mnie "Madzia-Fiołek"- myślę, że to lepsza ksywka niż późniejsze, które zdarzyło mi się mieć:)

W tym roku fiołki kwitną późno- pierwsze zobaczyłam u rodziców w ogrodzie i od razu pomyślałam- kandyzujemy! Szukając przepisów trafiłam na coś jeszcze lepszego- konfiturę z fiołków (na bardzo fajnym blogu; na tym samym blogu jest też przepis na jedno z najpiękniejszych ciast jakie w życiu widziałam: fiołkowy tort). Pozostawało mi tylko zdobyć kwiatki. Jak się okazało u nas na ogródku też kwitną, a największy rezerwuar był u babci- z kępki, którą przyniosłam w podstawówce i zasadziłam z mamą:). Pierwszego wieczoru miałam około stu kwiatków- te kandyzowałam. Drugiego było już 30g kwiatków i z tych zrobiłam odrobinę konfitury.
Jeśli chodzi o kandyzowanie to nie jestem zadowolona z efektów- chociaż po tym co widziałam w sklepach internetowych pod nazwą [tak mi się wydaje, bo francuskiego znam tyle ile go w angielskim] "Fiołki w cukrze z Tuluzy" trochę mi lepiej. Nie będę umieszczać przepisu- w necie jest ich wiele, a moja metoda nie jest idealna i wymaga dopracowania.
To chyba nie robota dla mnie- jestem zbyt niecierpliwa:)
A konfitura... zacznijmy od tego, że miałam zdecydowanie za mało fiołków, ale cały eksperyment był "na spróbowanie". Oto proporcje na kilka łyżek konfitury:
Potrzebne
30g fiołków
100g cukru
150ml wody
1 łyżka świeżego soku z cytryny
1 płaska łyżka cukru żelującego
 Fiołkom barbarzyńsko obrywamy płatki. W miseczce ucieramy oberwane płatki, łyżkę cukru i sok z cytryny- do momentu, kiedy płatki nie puszczą soku, co następuje dość szybko. Dodajemy cukier żelujący. W rondelku gotujemy wodę z cukrem- cukier musi się dokładnie rozpuścić. Kiedy woda bąbluje i syrop zaczyna nabierać gęstości dodajemy masę płatkową. Na średnim ogniu gotujemy około 25 min. Ilość jest tak znikoma, że najlepiej umieścić konfiturę w miseczce i spożyć na bieżąco:)
Konfitura- na prawdę tak niewiele jej wyszło:)
Konfitura ma przepiękny kolor i aromat. Od razu pomyślałam o niej na ciepłym rogaliku. Dlatego w niedzielę rano popędziłam do supermarketu i kupiłam gotowe ciasto na croissanty. Robienie tego ciasta samemu jest pracochłonne, a mój żołądek nie chciał czekać. Z Wielkanocy została nam masa marcepanowa- zrobiłam z niej placuszki i zakręciłam razem z rogalikami. Jeśli brakuje wam czasu, wiele supermarketów sprzedaje gotowe marcepanowe rogaliki- ja podgrzewam je w zwykłym tosterze, bo najbardziej lubię je na ciepło:) Ciepłe rogaliki szamamy maczając w konfiturze fiołkowej i popijając gorzką herbatę- miałam różano-cynamonową ale pamiętam, że kiedyś była w domu różano-fiołkowa- myślę, ze ona pasowałaby idealnie.
Prowansalskie śniadanie prześwietlone dolnośląskim słońcem
Nasze dzisiejsze śniadanie było cudowne- cieszyło kubki smakowe i oczy. Jednak jak ci Francuzi coś wymyślą...

Komentarze

  1. Ej!!! Jaki czad!!! Ja też chcem taką konfiturę :) Pewnie ukradnę przepis na bloga... tylko skąd ja tyle fiołków wezmę...?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety jest ten mankament, że trzeba zbierać a to jest czasochłonne:/ Poza tym trzeba mieć dobrą miejscówkę, żeby była pewność, że fiołki są bez chemikaliów i innych syfów:) No i żeby było dużo:)

      Usuń
  2. Też mam na działce fiołki. Na konfiturę jednak za mało :( Śliczne to są kwiatuszki, takie wdzięczne, skromne i delikatne. A tez naklejałyście fiołki na powieki ,jak byłyście małe? (ale te większe, polne)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam o naklejaniu płatków na powieki- pamiętam tylko, że punktem honoru było zebrać jak najwięcej fiołków, więc spędzałyśmy z koleżankami godziny w rowie [bo tam było ich najwięcej:)]. Potem dziwiłam się, że mama zamiast cieszyć się z bukietu, była zła [za trzygodzinne spóźnienie ze szkoły...]

      Usuń

Prześlij komentarz