Stejkejszyn czyli 6 trików na wakacyjny klimat bez wakacji

Sezon urlopowy w tym roku jest jak rosół z ryżem- niby jak zwykle, niby dobrze, że jest, ale gdzie są kluseczki? Wiele osób musiało przeogranizować swoje plany, wiele wciąż nie wie co zrobi z wolnym czasem. Są też jednostki, które cieszą się z rosołu z ryżem i w tym roku wyszarpały pandemii wakacje życia- podobno, jeśli jesteś gotowa zaryzykować, największe europejskie atrakcje czekają, bez tłumów i za bezcen. Są też tacy, którzy w tym roku muszą obejść się smakiem. I własnie w tej dietetycznej grupie się znalazłam.
A ponieważ w tym roku nie będę miała przerwy od pracy, wymyśliłam kilka sposobów na doraźne dojście do siebie i poczucie wakacyjnej atmosfery bez zbytniego zużywania zasobów czasowych i finansowych. Na wypadek gdybyś cierpiała na podobny deficyt, przygotowałam mini poradnik.
Przestawienie mózgu na tryb letni jest trudne, szczególnie jeśli potencjalny wakacyjny budżet okazuje się akurat w sam raz, żeby wybrać się na wycieczkę w kanał nerwowy dolnej siódemki. Oszczędzę Tobie i sobie pamiętnika z tej dentystycznej podróży- stomatologów boję się właściwie tak samo jak kleszczy i bardzo ciężko mi dojść do siebie po interakcji z oboma. Dlatego znalazłam sobie małe sposoby na ukojenie skatowanych nerwów i pomyślałam, że o nich opowiem. Nie są to uniwersalne rozwiązania, niektóre mogą się wydać dziwne, ale na mnie działają. Potraktuj je jak inspirację na znalezienie swoich trików- i koniecznie się nimi podziel, bo chętnie wypróbuję nowe metody:)
 
Trik pierwszy- woda
Podobno odgłos płynącej wody jest dla ludzi jednym z uniwersalnie relaksujących dźwięków (oczywiście poza chwilami, kiedy czekasz w kolejce do toalety). Niestety nie mam szemrzącego strumyka w kącie ogrodu, ale próbuję stworzyć jego namiastkę. Wystarczy mini fontanna w pokoju, ciurlająca cicho wieczorem. Naszą dorwał konQbek na niemieckim strychu, przy odrobinie szczęścia można coś wyhaczyć za grosze na olx albo w pierdółkowym sklepie, podczas łaziorowania (patrz sztuczka druga).
A skoro już słuchamy plumkania wody, to może dasz się skusić na ablucję (uwielbiam to słowo)? Upalne noce niespecjalnie sprzyjają wylegiwaniu się w gorącej kąpieli, ale szczęściarze, którzy mają warunki na rozłożenie nawet mikro basenu potwierdzą ile daje takie kilkanaście minut w chłodnej wodzie. Dla mnie ta opcja niestety odpada, ale mam plastikową miskę, do której nalewam sobie chłodnej wody, czasem dorzucam jakiś soli, coś lawendowego albo inne listki mięty, siadam na krześle z książką, zanurzam stopy i jest mi dobrze.
Wodę należy też przyjmować doustnie- nawodnienie organizmu jest niezwykle ważne, szczególnie teraz, kiedy zużywamy ją na intensywną produkcję litrów potu. Kiedy chcę sobie poprawić nastrój, przygotowuję sobie 'egzotyczne drinki'. Niekoniecznie alkoholowe, czasem to tylko mineralka z cytryną, ale za to w nietypowym pojemniku. Może to być słoik ze słomką, albo pojemnik z palemką, który mam z jakiegoś wiejskiego festynu. A gdybym jeszcze nie miała żadnego takiego gadżetu, to kupiłabym plastikowego kokosa z kwiatkiem. Widziałam go za grosze w jakimś pepcokiku- plus dziesięć do wakacyjnego klimatu.
 
Trik drugi- chodzenie
Takie tajemnicze cudeńko znalazłam w okolicy
Zawsze kiedy podróżuję, bez względu czy to Londyn w lutym, czy Gran Canaria w sierpniu, moje stopy to mój główny środek transportu. Kiedy chodzę wszystko dzieje się wolniej. Trochę jak w tej norweskiej slow television- na TEDzie mówił o tym jeden z twórców, Thomas Hellum. Jeśli widzisz budynek przez kilka sekund, zauważasz tylko jego, ale jeśli spojrzenie trwa dłużej, pojawiają się nowe szczegóły, pytania (dokąd idzie ta krowa?). Twój mózg aktywniej uczestniczy w rzeczywistości. W odróżnieniu od jazdy samochodem, czy transportem miejskim (które też lubię), chodzenie daje mi tego namiastkę. 
Dlaczego w takim razie nie chodzić lokalnie? Uwierz mi, spacer w najoczywistsze miejsce może okazać się ciekawy. Ostatnio poszłam z domu do pracy konQbka. Okazuje się, że bez samochodu droga jest ciut inna- możliwe, że musiałam przeskoczyć jakąś barierkę, której nie przewidziało Google Maps... Drugi raz wybrałam inną trasę i trafiłam nad staw, który wiedziałam, że istnieje, ale jakoś nigdy nie było mi do niego po drodze. Możesz wybrać się na inny basen niż zwykle, albo skręcić w ulicę, którą nigdy nie jeździsz, bo jest jednokierunkowa. Bycie turystą u siebie zmienia perspektywę, a o to mi właśnie chodzi w poczuciu się chociaż trochę wakacyjnie.
 
Trik trzeci- rozkręcanie zmysłów
 
Skoro niejako otarłyśmy się o mindfulness, to osadźmy się w rzeczywistości jeszcze bardziej i dajmy pobrykać zmysłom. Po pierwsze bosa stopa- na trawie, na kafelkach, na kamieniach. Ile bodźców, jak inaczej trzeba pracować ciałem na smyrających listkach, a jak na ostrym żwirku. Owszem, to nie piasek na plaży, ale jak się nie ma co się lubi, to można się postymulować tym co się ma (...). Po drugie- zwracam uwagę na zapachy. Wciągam powietrze po koszeniu trawnika, wącham kwitnące floksy czy owoce na straganie. Daję aromatom zawładnąć moimi myślami na chwilę. A jeśli skusi mnie jakiś owoc, jem go rękami. Nie kroję nożem, ani nie dziobię widelcem- niech sok spływa po palcach i brodzie. Przecież i tak jestem w domu i zaraz mogę się umyć. A pod prysznicem użyć mojego domowego pilingu w wersji letniej- łyżkę kawy (po zaparzeniu w ekspresie) mieszam ze szklanką cukru, ośmioma łyżkami oliwy z oliwek oraz kilkoma kroplami lawendowego olejku eterycznego- i inhalować jego odświeżający aromat. Lato to idealna pora na aktywowanie wszystkich zmysłów. Oczywiście w podróży jest to łatwiejsze- próbujesz nowych potraw, czujesz nowe zapachy. Ale w domu też się da i też daje wiele radości.
 
Trik czwarty- ścieżka dźwiękowa
Muzyka jest w moim życiu bardzo ważna, i choć niestety nie umiem jej tworzyć, potrzebuję jej praktycznie na każdym kroku. Podkręca lub wycisza moje emocje. Wakacyjna atmosfera to też koktajl emocji- radość z wiatru we włosach, smutek, że wrzesień coraz bliżej, rozleniwienie upałem, rozbawienie na spotkaniach z przyjaciółmi. Jak w najbardziej letnich filmach (linkuję zwiastuny na YT)- dla mnie to oczywiście "Tamte dni, tamte noce", poza tym mocno niedoceniany, a ukochany przeze mnie "Szef", zmysłowa "Vicky Cristina Barcelona", czy zapomniany, a tak cudownie włoski "Listonosz" (z absolutnie fantastycznym Massimo Troisi w roli listonosza Mario; podobno Troisi tak zaangażował się w produkcję filmu, że przełożył planowaną operację serca; niestety dwanaście godzin po zakończeniu zdjęć miał zawał i zmarł; między innymi dlatego, nawet kiedy oglądam zwiastun tego filmu, w oku kręci mi się łezka). 
Zrobiłam sobie playlistę na Spotify, dzięki której po pracy prawie natychmiastowo wysyłam swój mózg na urlop. Znajdziesz tam fragmenty ścieżek dźwiękowych z powyższych filmów, ale też piosenki ze starego wakacyjnego wpisu i inne, które miziają mnie wakacyjnie. Sprawdź, może Tobie też się spodoba- a może masz piosenki, które pasują do tej listy, a których ja nie dodałam? Daj znać!
 
Trik piąty- spanie na podłodze

Serio? Tak! A pamiętasz jaką frajdę za dzieciaka sprawiało Ci robienie wigwamu z koca? Poważne źródła naukowe mówią o tym, że najwspanialsi ojcowie budują swoim dzieciom namioty w domu- tak, chodzi mi o "Holiday" i "Listy do M." ;) Dla mnie to działa, bo nagle na wskroś znana przestrzeń nabiera nowego wymiaru. 
Jest gorąco- spróbuj rozłożyć karimatę albo coś miękkiego na podłodze, przykryj się prześcieradłem, zapal lampki (nawet choinkowe- ja dorwałam lampę solną w Graciarni za bezcen, daje radę), odpal któryś ze wspomnianych filmów na lapku, albo obejrzyj jakiś dobry koncert- z powodu pandemii mnóstwo artystów udostępnia fantastyczne materiały online. A może masz balkon, i po zawieszeniu moskitiery, będziesz mogła tam obozować i oglądać spadające Perseidy? A może zamiast sypialni, zorganizuj nocleg w salonie na kanapie? 
Na wypadek, gdyby jednak nie było wygodnie, albo skończyło się na całonocnym oglądaniu filmów, zrób to w piątek, żeby mieć weekend na dojście do siebie. I sprawdź  czy działa- mnie takie wychodzenie ze strefy komfortowych rutyn zawsze wprawia w wakacyjny nastrój:)
 
Trik szósty- opalenizna
Zimą moja skóra przybiera odcień sinokoperkowego różu, dlatego tak bardzo lubię, kiedy jest muśnięta słońcem. Pracując, nie mam czasu się opalać, ale może i dobrze, bo to niezdrowe, a swoją życiową dawkę promieni słonecznych najprawdopodobniej już dawno wchłonęłam gdzieś na działce dziadków. W moim wieku wklepywanie specyfików to znacznie lepszy pomysł. Jest wiele opalających mikstur- ja w tym roku kupiłam masło "Oczarowanie" w Miodowej Mydlarni. Ma świetny skład i leciutko eliminuje siność mojej cery. Na twarz jest dla mnie trochę zbyt ciężkie, ale reszta ciała bardzo się z nim lubi. Dodatkowo, taki seans nacierania się dobrocią to crossover z trikiem trzecim, bo działa na zmysł dotyku i zapachu. A w rezultacie, takie trochę opalone ciało w lustrze to niezaprzeczalnie wakacyjny widok.
 
Dawkuje sobie te wakacyjne piguły, starając się nie przedobrzyć. Nie okłamuję się- nie jestem na urlopie i w tym roku nie będę. Daję sobie na wstrzymanie, jak mam potrzebę grania w Simsy albo obejrzenia kolejnego odcinku "Przyjaciół" to to robię (oczywiście po przyklejeniu dziennej dawki kafelków z konQbkiem). Ale dzięki tym sztuczkom wiem jak poprawić sobie nastrój, kiedy wakacyjnej atmosfery jest mi wyjątkowo brak. 
Czy któraś z moich sztuczek sprawdza się u Ciebie?

Komentarze