Na pocieszenie

No i się narobiło. Wczoraj po południu 27 stopni, dziś siedem. Mój organizm nie ogarnia tej zmiany- zawinęłam się w onsie, włączyłam ogrzewanie na stopy i dogorywam przed laptopem. Praca czeka, ale dzisiejszy dzień tak przegrzał mi mózg, że potrzebuję paru chwil na dojście do siebie. A że podobno patrzenie na zielone relaksuje, przeglądam niedzielne zdjęcia  z ogrodu. Wtedy było ciepełko...
Dziś przebiegliśmy się szybko po ogrodzie, sprawdzić jak się wszystko sprawuje. W nagrodę za bohaterską postawę przemarzł mi tyłek i przemokły stopy. Nie lubimy się chwilowo z pogodą. Za to bardzo lubimy się z książką o obciętym paluszku, papasanem i herbatą rumiankową. I tymi zdjęciami, bo przypominają, że ogród jest i aż huczy od wiosny.
Zacznijmy od najbardziej wiosennej rabaty. Zostawiłam na niej jaskółcze ziele- to niby chwast ale też zioło, a bardzo ładnie wygląda.
 Wielkim źródłem radości są kwiaty porzeczek- jest nadzieja na pierwszy konkretny zbiór. Chociaż czarnej porzeczki do smażenia chyba nie starczy.
 Kolejna radość ma na imię grusza- po naszym brutalnym przycięciu, kwiatów jest niewiele, ale pąki są grubiutkie. Z pigwy konQbek musiał usunąć jakieś żółte robactwo, ale pąków jest dużo. Niech tylko zapylacze wezmą się do roboty.
 Rajska jabłonka ma pełno pąków- niestety zaczęła kwitnąć teraz i w tym zimnie nie czuć jej pięknego zapachu, a wiatr z deszczem obrywają jej płatki.
 Odwieczny dyptam nabiera rozpędu wśród astrów.
 Bałam się, że głóg nie zakwitnie, ale jest szansa na jego małe różowe różyczki. Czarny bez też możliwe, że nas uraczy kilkoma baldachami.
 W kącie obok kompostownika konQbek złożył skrzynię na drobiazgi. Żeby rozkręcić trochę kompostowanie kupiliśmy eksperymentalnie taki preparat. Zobaczymy co to za cudo.
 Te kiełki sprawiły mi wielką niespodziankę- to dwa małe astry kupione jesienią. Myślałam, że nie odbiją, ale dzielnie rosną.
 Kolejne miłe niespodzianki. Koper i kminek tak długo nie kiełkowały, że wysiałam je jeszcze raz przez środek grządki. Koniec końców wzeszło wszystko:) Po prawej krwawnica, która długo nie dawała znaków życia, ale w końcu zabrała się do roboty..
 A to już groszki i boby. Nie da się ukryć, że jeden groszek wyszedł lepiej niż drugi.
 A na koniec epicka Sonia, która wpadła do ogrodu, walnęła kupę w różach, podeptała zasiewy, po czy położyła się wśród różowych płatków brzoskwini i udawała arystokratkę.
PS.: Prawie straciłam zdrowie psychiczne, próbując umieścić te zdjęcia na blogu. Chyba potrzebuję kurs "anger managment" do tego blogowania;-)

Komentarze