Aromatycznie czyli lawenda i róże

 Kilka dni cudownej słonecznej pogody spowodowały, że w naszym ogródku rozkwitły piękne, pachnące kwiaty. Zapraszam na aromatyczną przechadzkę po letnim ogrodzie!
Największą obecnie radość sprawiają mi róże- portlandzka i pomarszczone.
Róże pomarszczone rosły od lat w naszym ogrodzie- w trawiastym gąszczu nie kwitły obficie, a na dodatek tłamsiły je dzikie róże. Rok temu jesienią wycięliśmy wyciągnięte pędy dzikiej róży i przycięliśmy pomarszczoną. W tym roku wpadłam pomiędzy krzaki z nożycami i wycięłam większość trawska (myślę, że to jeden z powodów mojego półpaśca- te upojne chwile w pełnym słońcu...). Róże odwdzięczyły się pięknymi kwiatami, z których można zrobić wiele pysznych rzeczy (na przykład bułeczki albo nadzienie do ptysiów).
Krzewy róż ledwie było widać pomiędzy trawami.

Kilka dni i półpasiec później róże widać trochę lepiej. Mam nadzieję, że mając więcej miejsca, róże ładnie się rozkrzewią.
 Róża portlandzka właśnie zakwitła trzeci raz- ma siedem wielkich pąków. Kiedy ją kupiłam w maju, już kwitła i miałam nadzieję, że może jeszcze jeden raz powtórzy kwitnienie. Udało się i to trzeci raz! Portlandzką też można jeść, a ostatnio dowiedziałam się, że Bułgarzy używają jej do sporządzenia wyjątkowej w smaku nalewki. Niestety nie udało mi się jeszcze znaleźć na nią przepisu. Poza tym trochę szkoda ogałacać takie ładne kwiaty.
A jak zakwitną wszystkie...
W tym roku splądrowałam różę pomarszczoną- a było co! Oto efekty:
Muszę przyznać, że wszystkie te cuda powstawały stopniowo i trudno mi podać jakiekolwiek proporcje. W słoju jest zaczątek nalewki- naszej pierwszej w życiu, robionej bardzo na czuja. W środku znajduje się cukier różany, zrobiony przeze mnie kiedy myślałam, że kwiatków będzie niewiele, i że nie ma co się rozpędzać z robieniem czegoś innego. A na końcu ucierane płatki w cukrze- tylko czekają na pączki!
Nasza metoda była bardzo prosta- zalaliśmy płatki i cukier wódką i zamknęliśmy. Kwiatów było około 50, cukru około 300g, wódki pół litra. Teraz czekamy sześć tygodni i będziemy odcedzać.

Cukier różany-  po prostu warstwa cukru i warstwa płatków. Świetny dodatek do słodkich wypieków.

Płatki róż zbierałam długo i trzymałam w lodówce, stopniowo ucierając z cukrem (niestety nie było na raz tyle, żeby zrobić konfiturę), kiedy masa miała już taką konsystencję jak chciałam, dodałam soku z cytryny i umieściłam w słoiczkach. Trzymam je dalej w lodówce.
A to kolejny testowany przez nas produkt- lemoniada różana. Piękna butelka i etykiety, w smaku czuć prawdziwą cytrynę, ale gdzie ta róża? Smak bez rewelacji- ale posłuży jako inspiracja, żeby zrobić coś swojego.

Lawenda, którą dokupiłam, zainspirowana postem Oli, pierwszy pęczek mam zamiar użyć w szafie jako zawieszkę:)
Bawcie się dobrze w te słoneczne dni i od czasu do czasu powąchajcie jakiegoś kwiatka- nawet jeśli to miałby być goździk w kwiaciarni.

Komentarze

  1. A jakie śliczne to twoje słoiczki;)))) Mniam, jestem fanką róży dzikiej, tej na konfiturę - dostałam 2 lata temu 4 krzaki, jeden od razu się nie przyjął, za to teraz są tak rozkrzewione, że mi pod płotem przelazły i dziczeją na całego!!! Musze tam się udać z jakąś silną grupą ostrych narzędzi;)))) Współczuję półpaśca, to okropna choroba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i życzę powodzenia w walce- tylko nie złap jakiegoś półpaśca albo innego dziadostwa za ogon:) Chociaż takie chaszcze różane też mają swój urok [dopóki nie trzeba w nie wleźć...]

      Usuń
  2. hehe cieszę się że zainspirowałam Cię to kupna wiązki a nie całego pola:)) Bo ja już sama nie wiem co zrobić z moim:(
    Nie lubię róż ciętych ale pomarszczoną uwielbiam i zawsze tak mi żal tych kwiatków, w przyszłym roku na pewno wrócę do tego posta i może machnę nalewkę albo taki cukier:)Wyglądają cudnie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie, ja kupiłam krzaczek nie wiązkę:) I już myślę o drugim, bo okazało się, że ta lawenda, którą kupiliśmy na wiosnę to nie ta nasza i warunki klimatyczne jej nie sprzyjają- nie zdechła, ale też nie puszcza listków nie mówiąc nawet o kwiatkach:/ Pewnie już ci się fiolet śni po nocach, ale dla mnie Twoje poletko wygląda jak z bajki:)
      I dziękuję za komplementa- nalewka już pięknie pachnie, więc polecam!

      Usuń
    2. Ano właśnie z tymi odmianami to różnie bywa, ostatnio w pracy spotkałam Panią, która zakupiła kilkanaście sztuk lawendy francuskiej i nie było miłe dla mnie uświadomienie jej że ta lawenda nie przetrwa zimy:/ Ale każdy się uczy na swoich błędach ja na przykład zmarnowałam trochę kasy na laurowiśnie;)

      Usuń
    3. No właśnie ja się na tą lawendę nabrałam- była na tyle mała, że ciężko poznać po listkach a podpisali po prosu lawenda- ale teraz ewidentnie widać, że to nie ta co chciałam:)

      Usuń
  3. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz