Klęska urodzaju
Zakopało nas pod gruszkami i brzoskwiniami:)
Nasze drzewa owocowe oszalały do tego stopnia, że jedna z brzoskwiń się połamała- i to przy minimalnym wietrze. Owoce są tak ciężkie i pełne wody, że gałęzie praktycznie sięgają ziemi. Od kilku dni zaczęły też opadać.
W sumie zebraliśmy dwie skrzynki brzoskwiń (z czego jedna twardych i zielonych, ze złamanej gałęzi) i ponad dziesięć kilo gruszek (plus wiaderko miniwypierdków). I co teraz?
Gruszek trochę rozdałam. Brzoskwinie są mało reprezentacyjne, więc niewiele osób ma na nie ochotę. Ale gotuję kompoty- średnio co drugi dzień. Moje proporcje to 1,5 kg brzoskwiń, po 100g brązowego i białego cukru (dość dużo, bo część owoców jest jeszcze kwaśna) i jeden kawałek kory cynamonu. Zalewam to 2-3 litrami wody i gotuję. I tak do grudnia...:) Z gruszek konQbek zrobił dziś placuszki- do typowego ciacha pankejkowego dodał pokrojoną w plasterki gruszkę i usmażył.
Musze powiedzieć, że taka mechaniczna robota- sortowanie owoców, krojenie ich, układanie w skrzynkach, to całkiem przyjemna odmiana. Trochę jak medytacja. Tylko cholera czasochłonna.
Urodzaj dotyczy też kwiatów.
Budlei, która pięknie przyciąga ostatnie motyle (przycięcie przekwitniętych kwiatostanów powoduje, że krzak ponownie kwitnie i ładnie się rozgałęzia).
Wiśnie po przycięciu puściły nowe listki- a nawet kwiatka! Ale co się dziwić- dziś w drodze z pracy widziałam pięknie kwitnącego kasztanowca! A worek wiśniowych liści przekazaliśmy sąsiadce- podobno dodane do nalewki aroniowej czynią cuda. Jak nasza aronia zaowocuje, będziemy musieli zgłębić temat.
No i na koniec- róże. Moja wielka tegoroczna radość. Rok temu ledwie udało mi się zebrać płatki na miseczkę konfitury. A w tym? Krzaki dostały więcej przestrzeni i nie chcą przestać kwitnąć od dwóch miesięcy:) Udało mi się nie tylko zrobić konfiturę ale jeszcze upiec dwa razy bułeczki, przekazać woreczek na Thermomixowe eksperymenta (podobno były sukcesem i przepis czeka na następny sezon:)), zrobić kilka lemoniad, nasenne potpourri... I ten zapach po wejściu do ogrodu!
A tu róże w wersji prezentowej:) |
Niech żyją 'oszołomy', którzy w dzisiejszych czasach umieją się bawić, a bawić i pracować to już sztuka! Gratuluję pomysłu na bloga i tej uroczej klęski urodzaju, u mnie jest podobnie.Polecam także fachową literaturę, by nie zrobić krzywdy przyrodzie.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za miłe słowa! Zdarza się nam zajrzeć do książek, ale przyznam szczerze, że 'wyguglanie' jest o tyle łatwiejsze i szybsze, że niestety często tylko na nim się kończy. Pozdrawiam zajadając gruszkę!:)
UsuńMagda, a może byś się podzieliła tymi gruszkami, co? A nie tylko sama wcinasz! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie! Zapraszam!:)
Usuń