Dieta okruszkowa

Dzień jak każdy inny. Wstajemy, otrząsamy się z poranka, godzinami siłujemy się z pracą i już stoimy w korku do domu. Potem coś do jedzenia, chwila na spacer z psem / podrapanie kota za uchem i upragniony wieczór. Jeszcze resztką sił mościmy się przed ekranem i chłoniemy swoją dzienną dawkę mądrości. Każde pokolenie ze swojego źródła- dla jednych M jak miłość sprawdza się równie dobrze, jak dla innych House of Cards. Ja też mam swoich dilerów. I chciałabym się z Wami podzielić tym, czego mnie jeden z nich ostatnio nauczył. Ale żeby nie paplać na sucho, pogadajmy sobie nad jabłkowymi muffinami ze słonym, karmelowym wnętrzem. Wpadniecie?
Usiądziemy, zawiniemy się w adekwatną warstwę koca i obejrzymy "Współczesną rodzinę". To serial komediowy, do którego mam słabość przez świetnie napisanych i zagranych bohaterów (nie umiem powiedzieć kogo lubię najbardziej) oraz przez te trochę ckliwe zakończenia każdego odcinka, kiedy zazwyczaj okazuje się, że i tak wszyscy się kochają.
I tak w jednym takim zakończeniu Gloria i Claire, które nie mogły dotrzeć do swoich dzieciaków zrozumiały, że jako matki zawsze są poniekąd na straconej pozycji. Bo taki już jest świat, że dzieci kwestionują i nie doceniają- nie ma co liczyć na dobre słowo, czy "dziękuję" pod koniec dnia, kiedy znów okazało się, że mamy miały rację. Jedyna pociecha- obserwacja młodych, kiedy koniec końców i tak robią to, co doradziła mama. Parafrazując słowa Glorii, to są właśnie te 'okruszki' które trzymają matki przy życiu.
A ja obserwuję świat i dochodzę do wniosku, że nie tylko matki skazane są na dietę okruszkową. Wydaje mi się, że ta sytuacja dotyczy każdego z nas. Słyszymy wiele negatywnych komentarzy, narzekań, ale kiedy jest dobrze- cisza. Nie jesteśmy dobrzy w mówieniu dziękuję, ani w dostrzeganiu sytuacji, kiedy dobrze byłoby to słowo wypowiedzieć. Myślimy, że to wszystko rozumie się samo przez się. I nieświadomie skazujemy tą drugą osobę na polowanie na okruszki. 
A może by tak mała zmiana? Zamiast okruszków- muffin? Pomyślcie, może jest ktoś taki obok Was, kto oczywiście wie, że jest ważny i kochany, ale mógłby to od czasu usłyszeć- nie tylko wyskubać z okruszków codzienności? Dajcie mu muffina- takiego metaforycznego albo realnego z krwi i ko... z mąki i musu jabłkowego znaczy się:-) Bo jakby popularna nie była, dieta okruszkowa nie zastąpi zbilansowanej diety.

JABŁKOWE MUFFINY Z SOLONYM KARMELEM

40g masła
300g mąki
150g cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli
150ml jabłkowego musu (z naszych jabłek!- Golden Delicious obrany, bez gniazd nasiennych, zmiksowany)
100ml śmietany 12%
1 jajko
masa karmelowa (u nas z wedlowskiego słoiczka)
gruba sól (polecam Sal de fleur)

Masło rozpuszczamy w rondelku. Przygotowujemy papilotki w formie na muffiny.
Mieszamy suche składniki- mąkę, cukier, proszek, sodę i sól. W osobnym naczyniu łączymy mokre- mus, śmietanę, jajko i płynne, przestudzone masło. Łączymy suche i mokre składniki- grudki mile widziane. 
Foremki wypełniamy ciastem do 1/3 wysokości, na cieście robimy ciapkę z 1/2 łyżeczki masy karmelowej. Solimy masę i przykrywamy ciastem (nie może być go zbyt dużo w poszczególnych foremkach, bo się rozleje przy pieczeniu). Pieczemy 20-25 minut.
Wychodzą z tego fajne, pachnące i delikatne babeczki, przełamane bardziej intensywnym wnętrzem. Polecam gorąco! 
A może przy okazji polecicie jakieś dobre seriale, które można zagryźć takim jesiennym muffinem?:-)
Nasze jabłka nie były duże. Ani piękne. Ale nie były też robaczywe, ani pryskane chemią. I chociaż pewnie w supermarkecie nikt by ich nie kupił, ja byłam dziko szczęśliwa kiedy przyniosłam je do domu. Oczywiście te pierwsze schrupałam na świeżo, dopiero kiedy się nimi nacieszyłam, pozwoliłam sobie na brutalne miksowanie na mus :-)
Teodor robi kontrolę jakości.

Komentarze

Prześlij komentarz