Hydroponika okiem laika

Jakiś czas temu przez Instagram i fb przewinęło się kilka informacji na temat moich eksperymentów z hydroponiką. Przydałoby się napisać coś o tej przygodzie na blogu, bo przecież to też uprawa roślin- a przy naszym wiecznym budowlanym zawieszeniu prawdopodobnie jedyna uprawa warzyw jaka nas w tym roku czeka. Jeśli ciekawi Was jak i czy warto bawić się w taki sposób zapraszam do czytania!
Hydroponika czyli co? Najprościej rzecz ujmując to uprawa bez gleby, w samej wodzie, oczywiście podłechtanej nawozem. Podłoże w koszyczkach w uprawie hydroponicznej służy jedynie utrzymaniu rośliny, jest jałowe. 
Chociaż jak się za płytko wsadzi buraka, to nawet podłoże nie utrzyma ;-)

Ikeowy zestaw do uprawy hydroponicznej (o poetyckiej nazwie Krydda) dostałam od konQbka na Gwiazdkę w formie zmontowanej, więc nie mam doświadczenia, jeśli chodzi o skręcanie metalowej konstrukcji. Nasza ma trzy piętra i do tej pory na rośliny używaliśmy co najwyżej dwóch- trzecia półka służy jako 'magazyn' na nasiona, nawozy i inne dodatkowe gadżety. Z tego co sprawdzałam najdroższym elementem zestawu są lampki imitujące światło słoneczne, dlatego warto przemyśleć ile rzeczywiście się przyda. Dwa piętra są o tyle wygodne, że kiedy część roślin jeszcze najmuje się kiełkowaniem (a słońca brak...), pozostałe można już wsadzić w miejsce docelowe.
Po skręceniu stelaża i zamontowaniu lampek trzeba wybrać miejsce- dzięki oświetleniu nie musimy się martwić o bliskość okna (jedynie o bliskość kontaktu). U nas jest to miejsce w dość chłodnym pokoju- szczególne w sezonie grzewczym nie chcieliśmy za bardzo piec naszych roślin.
Jeśli jak ja macie problem z poznaniem roślin po nasionach, polecam przykleić karteczki z nazwami:-)
Jak to w Ikea, na półkach sklepowych znajdziemy wszystkie akcesoria potrzebne do rozpoczęcia pracy. Jest plastikowa mini szklarenka i krążki do kiełkowania- zdecydowanie je polecam. Wcześniej miałam inne z marketów budowlanych i często bywało, że wysiewy zaparowywały i jeśli nie pamiętałam o regularnym wietrzeniu, zdarzało im się spleśnieć. Tu wystarczy namoczyć krążki, położyć nasiona (też dostępne Ikea), przykryć i poza sprawdzaniem czy zbyt dużo wody nie ubyło nie trzeba robić nic. 
Na górnej półce już w podłożu, na dolnej kiełkują niedobitki.
Kiedy rośliny wykiełkują- my czekamy, aż pojawią się pierwsze normalne listki, należy je przenieść razem z krążkami do plastikowych koszyczków. Oczywiście Ikea oferuje kompletny, pasujący rozmiarem zestaw. Plastikowy pojemnik należy wypełnić wodą z nawozem, przykryć pokrywą z kwadratowymi otworami a w otworach umieścić koszyczki z roślinami. Same koszyczki wypełniamy jałowym podłożem- Ikea sprzedaje pumeks. Puste miejsca zakrywamy specjalnymi przykrywkami, żeby woda nie parowała zbyt szybko. Warto zapisać sobie datę wlania wody z nawozem, bo po około 6 tygodniach należy ją wymienić (w międzyczasie oczywiście sprawdzamy czy coś nie ubyło, i jeśli tak to dolewamy samą wodę). Dużym plusem jest to, że poszczególne elementy zestawu można myć w zmywarce.
I tyle. Przydałyby się jeszcze nożyczki (tych nie mamy z Ikea ;-) ) do zbierania plonów, a plony potrafią zaskoczyć. Naszym największym sukcesem była endywia i sałaty rzymskie- liście były duże i soczyste. Wielką przyjemnością było wybrać się na żniwa i przynieść michę zieleniny na zdrową sałatkę. Dla mnie wielkim plusem był 'aspekt science fiction.' Uwielbiam filmy o kosmosie, a ta konstrukcja wygląda jak uprawa warzyw w stacji kosmicznej w "Marsjaninie". Co za frajda! :-)
Obecnie rozwijamy drugi rzut roślin, pierwsze były zbyt duże, a niektóre zaczęły podupadać na zdrowiu i nie chcąc ryzykować infekcji jakimś grzybem, odnowiliśmy uprawę. Endywię i pietruszkę mama wsadziła do tradycyjnych doniczek i właśnie nabierają rozpędu- pewnie przez lato będą nas cieszyć na tarasie.
Podsumowując- polecam! Dla dorosłych i dla dzieci, to ciekawe i edukujące doświadczenie. Zestawy Ikea są różnorodne od małych, które zmieszczą się i na blacie kuchni, po wielkie którym trzeba znaleźć miejsce na podłodze. System jest kompletny, więc nie trzeba martwić się o zdobycie poszczególnych elementów. W zależności od wielkości ceny mocno się różnią, ale myślę, że każdy zainteresowany hydroponiką może znaleźć coś dla siebie.

Komentarze

  1. No właśnie, fajnie, że zestaw kompletny, z wszystkim. Dobrze, że mają te żaróweczki, bo inaczej roślinki się wyciągają... Pomyślę, gdzie by to postawić... Ciekawe doświadczenie tak czy inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie- u nas zawsze brak światła jest problemem, szczególnie zimą- parapetów za mało a i na nich za krótko świeci :-) Polecam eksperymenty i czekam na relację :-)

      Usuń
  2. no no no...Magda..wow..zaimponowałaś mi :) dla mnie to niestety za trudne..jestem w tym temacie wyjątkowym "debilem"..jak sama wiesz :)..super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam! W tym przypadku działa moc Ikea ;-) jest szansa, że zneutralizuje roślinne fatum :-)

      Usuń
  3. O, no proszę. Za każdym razem oglądam to-to w Ikea. I teraz już wiem, że jak będę miała zbędnej gotówki trochę (czego?? ;) ), to sobie nabędę na zimowy czas :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, u mnie na szczęście było w ramach prezentu- ale można kolekcjonować po kawałku, do zimy powinno się udać, a póki co temperatury na zewnątrz sprzyjają warzywom :-)

      Usuń

Prześlij komentarz