LODY!!!

Taki okrzyk wydawał nasz prawie dwumetrowy kolega Hanz (dawno temu rodzice nazwali go Ireneuszem, ale my uparcie ignorowaliśmy ten fakt), słysząc melodyjkę graną przez objazdowego sprzedawcę lodów. Nie było ważne co robił, z kim rozmawiał- jak jechały lody to trzeba było reagować. Ile emocji zawartych było w tym jednym słowie- radość, oczekiwanie i odrobina stresu, że samochód odjedzie zanim uda się coś kupić.
Już dawno nie słyszałam tego niedającego się z niczym innym pomylić "tiruriruriru", ale jest lato i radzić sobie trzeba. Dlatego proponuję lody w wersji bezstresowej. Ze pewnością nie uciekną- będą spokojnie czekały na swoją kolej w zamrażarce. Poza tym są zdrowsze- bez polepszaczy, sama czysta moc owoców i ziół. I jeszcze mają opakowanie wielorazowego użytku, więc żadne szeleszczące śmieci nie trafią do kosza.
Najważniejsze są foremki- nasze kupiliśmy w niezastąpionej Ikei i te są zdecydowanie najlepsze, z tych które do tej pory mieliśmy. Nie są z twardego plastiku, więc loda łatwiej wyjąć. Nie są za duże, więc płyn zamarza bardzo szybko. I kosztowały dychę.
Szwedzki dizajn in da hałs!
Składniki są nieco mniej ważne, bo zmiksować i wlać do formy możecie co się Wam tylko zamarzy. Jeśli organizm mówi Wam, że koniecznie do szczęścia potrzebne mu lody o smaku ogórkowej, to może po pierwsze zróbcie test ciążowy, a po drugie- nic prostszego. 
Ja poszłam w bardziej klasyczne smaki i poza tą garstką truskawek, które wyrosły na naszej maltretowanej przez suszę i mrówki grządce, wrzuciłam do miksera jeszcze miętę i bazylię.
Ta mięta to ogólnie ciekawy przypadek. Dostałam ją niejako w spadku z biura, w którym długo panował Pan Leszek Z Niesamowitą Ręką Do Kwiatów. Na Instagramie umieszczałam kiedyś zdjęcia z tej firmy za jego czasów. Niestety Pan Leszek już tam nie pracuje, a ponieważ nikt tam nie potrafi się tak zajmować roślinami, biuro nie przypomina już miejskiej dżungli. Mi udało się wyprosić jedną z szalonych mięt, którą Pan Leszek rozmnażał właściwie cały rok, obdzielając sadzonkami wszystkich dookoła. 
W domu dowiedziałam się, że to roślina o wielu nazwach- mięta meksykańska, oregano kubańskie czy nawet hiszpański tymianek, wymyślonych chyba dla zmyłki, bo nawet nie kraje, ale nawet kontynenty się nie zgadzają. Pochodzi z Afryki, ale jest popularna na świecie przez swój wyjątkowy aromat, ale też właściwości lecznicze. Ja testowałam na przykład jak działa jako środek łagodzący ukąszenia komarów i muszę przyznać, że bąbel posmarowany sokiem z przełamanego listka nie był tak uciążliwy jak zwykle.
Od kiedy mam te miętę w miarę regularnie ukorzeniam gałązki. Rozrasta się bardzo szybko, więc wybujałe gałazki ucinam, wsadzam do wody i po tygodniu już widać korzonki. Mam zamiar kontynuować miętowy łańcuszek i obdzielać sadzonkami wszystkich znajomych:-) A co jakiś czas po prostu obrywam listek i wrzucam go do wody, drinka albo lodów. Pycha!

PROSTE LODY TRUSKAWKOWE


10-15 truskawek (nasze!)
2 świeże liście mięty meksykańskiej (nasza!może być inna odmiana)
8 świeżych listków bazylii

Składniki miksujemy w blenderze i przelewamy do foremek do lodów- powinno starczyć akurat na sześć. Mrozimy w zamrażarce- w foremkach, których użyliśmy wystarczy jakaś godzina i już można zajadać. 
Oczywiście zachęcam do eksperymentów- zmiksować można tak wiele. Może ta ogórkowa to była lekka przesada, ale na przykład świeży ogórek z miodem? Dajcie znać co byście zmiksowali!

Komentarze

  1. Czemu przesada? Jadłam już lody o smaku szparagowej czy botwinki - nic mnie nie zdziwi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak? Dobre? Bardzo ciekawią mnie takie eksperymenty! :-)

      Usuń
    2. Zaskakująco pyszne!

      Usuń
    3. O kurczę! Nie wiem czy bym się odważyła ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz