Makaron z cukinii lekarstwem na szaleństwo
Nasz weekend był trochę szalony- ale właściwie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Udało się wiele rzeczy, które ogólnie uznajemy za relaksujące. Była zupa cukiniowa, ciasto gruszkowe, praca w ogrodzie- trawa jest skoszona, niektóre grządki ogarnięte, orzechy i owoce róży zebrane. Obejrzeliśmy słaby film dla młodzieży, lepszy serial z Halle Berry, ja przypomniałam sobie nawet parę odcinków Felki. Dokończyliśmy halucynogenne zielonogórskie wino. Było dość dużo gotowania, z lekkim stresem, bo również dla babci, która jest ostrym recenzentem. Był sport. Były zakupy. Tylko tradycyjnej niedzielnej drzemki w ogrodzie nie było- za zimno, żeby wieszać hamak. Po takim weekendzie nie chce się przyrządzać szalenie skomplikowanych dań na poniedziałkowy obiad. Nic nie szkodzi- w zanadrzu mam pomysł na cukinię!
Czas spędzony w ogrodzie był bardzo owocny- wystarczy wspomnieć, że z zebranych rzeczy udało mi się już kilka smakołyków przygotować- czekają w kolejce na swoje posty:) A tak wyglądał nasz ogród na sekundę przed nadejściem jesieni.
Posadzona w tym roku żurawka pięknie kwitnie. |
Topinambur po akcji z dzikiem bardzo się rozrósł- martwiliśmy się czy w ogóle będzie w tym roku, a tu takie szaleństwa. |
Słonecznikowi i borówce chyba się zapomniało, że to już jesień... |
Wysiany późno nagietek właśnie monumentalnie zakwitł! |
Nowy nabytek- muscat. |
Winorośl kupiliśmy tydzień temu, kiedy to z lekką dozą szaleństwa udaliśmy się prawie 200 kilometrów od domu, na zielonogórski festiwal wina. Zielona Góra skusiła mnie palmiarnią i ogrodem winnym w centrum miasta. Te atrakcje nie okazały się akurat tak wyjątkowe, jak się spodziewałam. Klimat miasta jednak bardzo mi się spodobał i cieszę się, że tam trafiliśmy. Szczególnie, że na swojej drodze napotkaliśmy knajpę "Kill Grill", w której ja zjadłam klasyczny stek a konQbek "Murder Burgera", rozmiaru małej wioski. Nie udało się nam zwiedzić żadnej winiarni, ponieważ winobusy odjeżdżały w mało dogodnych dla nas godzinach, a wyjazdy takie zajmowały zazwyczaj ponad godzinę. Szkoda, bo to z pewnością ciekawa wyprawa.
Oto zielonogórski festiwal wina w moim nieprofesjonalnym obiektywie.
Poza winem niektóre stoiska oferowały sadzonki winorośli- są to rośliny, które dobrze sobie radzą w naszym klimacie, więc warto się w nie zaopatrzyć. |
Dla mnie szklarnia była tym na co wyglądała. Szklaną pułapką pozbawioną klimatu.Przypomina mi patio w biurowcu- niby są rośliny, kwiaty, jest restauracja- ale posiedzieć nie mieliśmy ochoty. |
Najfajniejsze w palmiarni jest to, że można wejść na jej szczyt i pospacerować po specjalnych podestach. Stąd widać było zewnętrzny ogród winny. |
Widok na Zieloną z samej góry palmiarni- pogoda była średnia, więc widok nieco zamglony. |
Ogród winny w centrum miasta to ciekawy pomysł i atrakcja dla turystów, którzy mogą się czegoś dowiedzieć o winiarskiej tradycji regionu. |
W kilku miejscach w mieście widzieliśmy takie ławki- świetny pomysł! Od razu wiadomo, że Zielona Góra winem stoi. |
Przepyszny likier czekoladowy, przed wykupieniem całego stoiska powstrzymała mnie jedynie obietnica konQbka, że sami spróbujemy taki trunek przyrządzić. |
Najbardziej szalone rzeczy można było kupić na targu staroci- jeśli ktoś marzy o naturalnych rozmiarów jeleniu albo gorylu, to koniecznie musi się tu pojawić! |
Polowanie na minionka- na początku był trochę nieśmiały, ale szybko przekonał się, że jesteśmy przyjaźnie nastawieni:) |
Uwielbiam takie witryny- "Sklep mięsny Schabik". |
A w tym tygodniu, jak już pisałam, łapaliśmy wiele srok za ogon. Poza lekkim momentem paniki w niedzielę, muszę przyznać że wszystko poszło gładko. Nawet udało się nam zajrzeć na Piknik na Czterech Łapach, gdzie dowiedzieliśmy się dlaczego nasza Sońka może nie lubić innych psic. Super wydarzenie i bardzo się cieszę, że odbywa się po sąsiedzku. Organizacja była bardzo profesjonalna i można się było naprawdę wiele o psach i ich zwyczajach dowiedzieć. Mam nadzieję, że to nie ostatni taki piknik! (na fejsbuku możecie zobaczyć jak Piknik wyglądał)
Po takich emocjach tylko prosty, lekki obiad (szczególnie po Kill Grillu...)- na zakończenie posta zapowiedziany cukiniowy makaron.
MAKARON Z CUKINII Z SZYNKĄ, ORZECHAMI I CAMEMBERTEM
2 średniej wielkości cukinie
4-5 plasterków szynki
1/2 szalotki
4-5 grubszych plastrów camemberta
garść orzechów laskowych
tłuszcz do smażenia
sól i pieprz
gałka muszkatołowa
Używając obieraczki do ziemniaków, tniemy cukinię we wstążki. Zostawiamy na sitku. Jeśli warzywo jest mocno dojrzałe, najpierw usuwamy pestki. Szynkę kroimy w kostkę a szalotkę w pióra i podsmażamy aż cebula się zeszkli. Dorzucamy orzechy i jeszcze chwilę podsmażamy. Na koniec dodajemy na patelnię cukiniowe wstążki (można wcześniej odsączyć) i smażymy aż cukinia zrobi się szklista i miękka. Solimy i pieprzymy do smaku, ucieramy gałki muszkatołowej. Do gorącej cukinii wrzucamy pokrojony w kostkę camembert i mieszamy. Podajemy od razu, inhalując się aromatem dania:)
Nie miałam pojęcia o takim sposobie na cukinię:)) muszę koniecznie spróbowac :))
OdpowiedzUsuńCoś mi odpowiedź zjadło- daj znać jak smakowało:)! Pozdrawiam jesiennie:)
Usuń