Ostatnia taka rozgrzewka przed wiosną

.
Mam przepis idealny na tą pogodę. I chociaż danie może bardziej kojarzyć się z mglistymi, listopadowymi wieczorami, moim zdaniem właśnie w ten weekend był jego czas. Skoro pogoda jest taka, że półgodzinny wypad do ogrodu przypłaciłam przemoczonymi butami, to jak najbardziej na miejscu jest rozgrzewająca zupa. Na, miejmy nadzieję, już ostatni taki lodowaty weekend.
Rzeczywiście poszłam dziś do ogrodu. Sprawdziłam jak radzą sobie przeniesione przez nas rośliny- wygląda na to, że poza zeżartymi przez ślimaki prymulami, nie ma większych ofiar. Ogarnęłam nieco rabatę pod brzozami. Połechtałam coraz większe listki i kiełki. A kiedy kropelka na moim nosie przybrała taki rozmiar, że nie dało się jej już dłużej ignorować, wróciłam do domu. Dla pełnej jasności- to była skroplona para! ;-)
I pomyślałam o tej zupie. Przepis- kwintesencja tego co najbardziej uwielbiam w gotowaniu. Kilka prostych, dobrej jakości składników, odpowiedni sposób przygotowania i przepyszny efekt. Sycące i bez ściemy. I wino, którego oczywiście jakoś tak kupiliśmy trochę więcej. I humor od razu lepszy. Polecam- możliwe, że to jedna z ostatnich okazji na coś rozgrzewającego, przed prawdziwą wiosną. A przynajmniej tak sobie mówię.

FRANCUSKA ZUPA CEBULOWA
(przepis znaleziony na Kwestii Smaku) (4 duże porcje)
.

900g cebuli
2 łyżki masła
2 łyżki oliwy
250ml białego wytrawnego wina
2 kostki dobrego bulionu wołowego
750ml wody
60ml brandy
sól i pieprz do smaku
bagietka
ząbek czosnku
150g sera (najwięcej czadu daje gruyère, ale jeśli nie macie to może być jakiś inny dość intensywny w smaku)
4 gałązki świeżego tymianku (nasz!)

Cebulę obieramy i kroimy w średniej grubości półplasterki (to był jeden z tych momentów, w których naprawdę doceniam to, że nosze soczewki kontaktowe;-) ). W szerokim garnku roztapiamy masło i dodajemy oliwę. Na średnim ogniu podsmażamy cebulę przez co najmniej pół godziny. Nie idziemy na skróty, nie podkręcamy ognia- chodzi o wydobycie z niej maksimum słodyczy.
Kiedy cebula zbrązowieje i zmięknie, zwiększamy ogień i wlewamy wino. Mieszamy, upewniając się, że nic nie przywarło do dna (skrawki zeskrobane z dna drewnianą łyżką wspaniale wzbogacą smak- byle nie były zbyt przypalone). Gotujemy kilka minut, dolewamy gorącą wodę i dorzucamy kostki bulionowe. Dokładnie mieszamy. Przykrywamy i gotujemy na niewielkim ogniu przez kolejne pół godziny. Pod koniec zupę doprawiamy pieprzem i solą, dolewamy brandy i gotujemy jeszcze chwilkę.
Nagrzewamy piekarnik do 220*C. Bagietkę kroimy na kromki i opiekamy je na złoto. Ser trzemy na tarce. Gotowe grzanki nacieramy ząbkiem czosnku. Zupę nalewamy do żaroodpornych misek, przykrywamy grzankami, posypujemy tartym serem i dekorujemy gałązką tymianku. Zapiekamy 5 minut- aż ser się roztopi.
Jemy gorącą, popijając winem które zostało w butelce. I czujemy jak dobroczynne ciepło rozpływa się po całym ciele. Nawet po wymoczonych i wyziębniętych palcach u nóg. To jest szczęście, chociaż na dzień dzisiejszy z większą radością przywitałabym inne szczęście. Takie bujające się na ciepłym wietrze w hamaku, i wygrzewające się w promieniach wiosennego słońca. Nic to. Co się odwlecze, podobno nie uciecze. Może w następnym tygodniu?

Komentarze

  1. Madziu, wiedziałam, że jak zajrzę do Ciebie, to zrobię się głodna:)
    ściskam wiosennie

    OdpowiedzUsuń
  2. mmmmm a ja właśnie marznę i taka zupka to by było coś!!uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz