Duch wigilijnych gołąbków ujarzmiony

Miałam już sobie odpuścić grudniowego posta. Głównym powodem był brak jakichkolwiek własnych składników, bo jak wiecie, w ogrodzie rośnie dom. No dobra, trochę kłamię, bo rosną jeszcze grzyby i to znacznie bardziej niż dom. I właśnie ich użyłam do przygotowania wigilijnych gołąbków, które okazały się eksperymentem tak udanym, że zagoniły mnie przed klawiaturę. Dlatego wbrew przeciwnościom losu zapraszam na poświąteczne pałaszowanie.
Te gołąbki to dla mnie zmierzenie się z kulinarnymi demonami. Największym jest kasza gryczana, której zapachu mokrej ściery nie znoszę od dzieciństwa. Nie wykluczam, że kiedyś jeszcze ją polubię, bo podobnie działały na mnie kolendra czy żółty ser (tak, żółty ser ogólnie, bez względu na rodzaj), ale w przepisie użyłam białej, niepalonej kaszy gryczanej. Na wszelki wypadek.
Same gołąbki to była jedna ze specjalności mojej babci. Robiła je z mięsem i ryżem, a podawała pysznym sosem pomidorowym chyba ze śmietanką. Zawsze idealnie doprawione, zawsze z miękką kapustą i w perfekcyjnym kształcie. Moje pierwsze gołąbki nie miały najmniejszej szansy osiągnąć takiego poziomu, ale chciałam przynajmniej uniknąć trzech największych gołąbkowych grzechów według babci- zbyt twardej kapusty, zbyt luźnego nadzienia i rozwalających się gołąbków. I z takim emocjonalnym ładunkiem przystąpiłam do gotowania.
Zainspirowała mnie ta strona, na którą trafiłam przygotowując świąteczne zajęcia. W filmiku wyglądało na to, że te gołąbki nie są takie straszne, jak je moja wyobraźnia maluje. A ponieważ przed Bożym Narodzeniem miałam jakiś totalny kryzys, postanowiłam, że potrzebuję w życiu czegoś, co mi wyjdzie. Wigilijnych gołąbków na ten przykład. Do listy zakupów dopisałam główkę kapusty i powiedziałam "Mama, będą gołąbki!"

POSTNE GOŁĄBKI Z KASZĄ GRYCZANĄ I GRZYBAMI

1 ładna główka włoskiej kapusty
40g suszonych grzybów (nasze!)
200g białej niepalonej kaszy gryczanej 
1 suszony listek laurowy
3 ziarna ziela angielskiego
1 duża cebula
1 łyżka masła 
1 łyżeczka suszonego majeranku (nasz!) 
2-3 łyżki calvadosu
sól i pieprz do smaku

Sos pomidorowy
2 puszki pomidorów
2-3 ząbki czosnku
1 łyżka suszonego tymianku (byłby nasz, gdyby się koty w nim nie wytarzały, kiedy się suszył...)
1 łyżka brązowego cukru
1 łyżka sosu sojowego
sól i pieprz do smaku

Wybierając kapustę upewniamy się, żeby miała ładne, całe liście oraz żeby zmieściła się do największego garnka jaki mamy w domu. Zdecydowałam się użyć kapusty włoskiej, bo jej liście są delikatniejsze. Obrywamy zewnętrzne liście i wkładamy do garnka z gorącą wodą. Gotujemy 15 minut, po czym odcedzamy i zostawiamy do ostygnięcia.
Przygotowujemy nadzienie. Grzyby drobno kroimy i wrzucamy do garnka. Dodajemy kaszę, liść laurowy oraz ziele angielskie i zalewamy 400 mililitrami gorącej wody. Zagotowujemy nie mieszając, po czym gotujemy na małym ogniu jeszcze 15 minut, wciąż nie mieszając. Jeśli w między czasie całą woda wsiąknie, można dodać jeszcze trochę, tak żeby kasza miała co 'wypić'. Kaszę zdejmujemy z ognia, mieszamy i zostawiamy do ostygnięcia- w tym czasie powinna wchłonąć cały pozostały płyn.
Cebulę kroimy w kostkę i szklimy na maśle z odrobiną soli i majerankiem. Pod koniec dodajemy calvados i pozwalamy mu wyparować.
Mieszamy kaszę i cebulę, i doprawiamy nadzienie do smaku. Z ostygniętej kapusty odrywamy liście i odkrawamy zgrubiałe części- usuwamy je z jednej strony liścia, uważając, żeby go nie podziurawić. Gotowe nadzienie dzielimy na 8 lub 10 równych części, formujemy z nich spłaszczone kulki i układamy na podstawie liścia. Zawijamy krótszą część (tą od strony podstawy), następnie boki, a potem owijamy końcem liścia, aż powstanie zgrabny pakunek. 
Na dnie żaroodpornego naczynia układamy liście kapusty a na nich umieszczamy zawinięte gołąbki. 
Przygotowujemy sos. Do garnka wrzucamy dwie puszki pomidorów w zalewie, dorzucamy zmiażdżony czosnek, tymianek, cukier i dolewamy sos sojowy. 'Pyrkolimy' na średnim ogniu około 15 minut albo dłużej- aż sos osiągnie pożądaną gęstość. Doprawiamy do smaku.
Gołąbki w naczyniu żaroodpornym polewamy obficie sosem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 180*C. Pieczemy około 20 minut i podajemy na ciepło.
I czad. Serio. Zupełnie nie przeszkadzała mi ta gryczana kasza- wręcz nadała fajnego charakteru całemu nadzieniu. Z ryżem byłoby nudno. Następnym razem pokombinuję z sosem. Może spróbuję odtworzyć babciny sos? A może użyje tego genialnego paprykowego z przepisu od cioci? Ten pomidorowy jest dobry, ale bardziej kojarzy mi się z makaronem.
Podsumowując- warto mierzyć się z demonami ;-)

Komentarze