Szybki boob

Po weekendowym relaksie trzeba się wziąć do roboty. Naoglądałam się pięknych topiarów i barokowych nasadzeń- teraz przydałoby się popracować nad atrakcyjnością własnych rabat. A po ciężkiej pracy trzeba zjeść coś treściwego. Wszystko znajdziecie w dzisiejszym wpisie.
W ogrodzie zawsze jest co robić- zanim z nożycami dopadnę do jednego końca, ten w którym zaczynałam już wymaga odświeżenia. Tu coś wypielić, tam wyciąć, tu osłonić przed ślimakami- gdzie nie spojrzeć jest się za co zabrać. A i tak, patrząc globalnie, wszystko wygląda jak nietknięta ręką człowieka dzicz. Ale staramy się, na przykład ostatnio, po bardzo owocnych roślinnych zakupach poczyniliśmy nasadzenia. Oto raport.
Zacznijmy od krwawnicy, która swoimi fioletowymi kwiatkami rozweseliła rabatę pod akacjami. Trafiła do naszego ogrodu, ponieważ jest rośliną miododajną i leczniczą (podobno działa przeciwzapalnie). Według opisów to twarda sztuka, nie dająca się szkodnikom i mrozom. Lubi rosnąć nad zbiornikami wodnymi- u nas niestety żadnego nie ma, ale będę dbać, żeby zawsze miała wilgotno. Na tej samej rabacie dosadziłam jeszcze jeden krzaczek lawendy- teraz trzy rośliny tworzą linię na ukos rabaty. Z przodu dosadziłam małą kocimiętkę- w tym roku ogórecznik ma mniej imponujące rozmiary, więc znalazło się na nią miejsce.
Drugie miejsce, za które się zabraliśmy to kwietna rabata pod brzozami. Tam dodałam piękną żółtą rudbekię, która już jak ją niosłam przyciągnęła kilka motyli. Znalazło się też miejsce dla wymarzonej żurawki i pysznogłówki. Niestety tą drugą udało mi się dostać tylko w czerwonym kolorze (Fireball)- moim marzeniem jest niebieska. Liście żurawki można jeść, a pysznogłówka jest nazywana potocznie bergamotą, bo jej liście mają bardzo intensywny zapach, podobny do tego cytrusa.
Ostatnie dosadzenie to kwitnąca na niebiesko kocimiętka, która dołączyła do cząbra, estragonu, szczypiorku i krwiściąga pod rajską jabłonką.
Poza tym zwyczajowe, nudne, ale na swój sposób relaksujące roboty- na przykład wczorajsze upojne godziny w pełnym słońcu, spędzone na walce z grządkami żurawin. Staram się pić regularnie i przerywać pracę co jakiś czas, bo taka pogoda jak ostatnio może powalić na łopatki najzdrowsze okazy ludzkie. Ale dziś czekam aż słońce trochę odpuści, bo kręci mi się w głowie na samą myśl o wyjściu na dwór. A czekają mnie róże...
A po ciężkiej pracy zapowiadany treściwy obiad. Szybki, bo kto chciałby jeszcze stać przy garach?

MAKARON Z SOSEM Z BOBU
500g bobu (mały worek)
4 plasterki szynki
3-4 łyżki masła
3-4 łyżki mąki
100-150ml mleka
100g łagodnego sera (np. Gouda)
gałka muszkatołowa
sól i pieprz do smaku
pełnoziarnisty makaron świderki

Bób wrzucamy do gorącej wody i gotujemy 15-20 minut (zależy jak stary i duży jest). Pod koniec gotowania solimy. Po ugotowaniu odcedzamy, przelewamy zimną wodą i obieramy. Można to zrobić wcześniej, np. rano.
Plasterki szynki podsmażamy na patelni bez tłuszczu. Kiedy są rumiane zdejmujemy z ognia i przestudzone miksujemy na drobno. Bób również miksujemy i mieszamy z szynką. Masło rozpuszczamy w rondelku, wrzucamy mąkę i robimy zasmażkę. Dodajemy mleko, i bób z szynką- mieszamy dokładnie. Do ciepłego sosu ucieramy na tarce ser i dobrze mieszamy. Dodajemy gałkę muszkatołową (najlepiej ucierając ją bezpośrednio do sosu- aromat:)) oraz sól i pieprz do smaku. 
Podajemy z świderkami ugotowanymi al dente.
Kot Boguś życzy smacznego i zagląda z zazdrością do talerza:)

Komentarze

  1. Uwielbiam bób :) Twój pomysł na danie bardzo mi się podoba :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też należę do grona fanów bobu! Witam na blogu!:)

      Usuń
  2. W takich gorących dniach jak te, przyjemnie zjeść coś, co nie jest tłuste i "ciężkie" :) Mrrr... lawenda :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz