Szpinakowe ciasto i śródmiejskie sentymenty

.
Wrocławskie Śródmieście to stan umysłu. To przyszło mi do głowy, kiedy przemykałam po kocich łbach w poszukiwaniu dawki cukru, która miała mi pozwolić przetrwać kolejne spotkanie. Ponieważ pierwsze lata życia spędziłam w tej dzielnicy, ciężko mi o obiektywne spojrzenie. Ale może właśnie o to chodzi- żeby pokazać Wam co w moich oczach jest takiego czarującego pomiędzy tymi obdrapanymi kamienicami i zatęchłymi bramami? I żeby namówić Was na ciasto, które zaserwowali mi w śródmiejskiej kawiarni?
Może wszystko przez to, że pierwsze lata życia kształtują nasz charakter i gusta najbardziej? Kiedy tak spojrzeć wstecz, ciężko oprzeć się sentymentom. Zresztą ja nie mam zamiaru. Wiem jak brzydko i śmierdząco potrafi tam być. Mam węch, słuch i wzrok, które (poza tym ostatnim) działają całkiem w porządku. Ale nie o realizm tu chodzi.
Kiedy idę ulicami Śródmieścia, najbardziej lubię otwarte okna. Z niektórych wyglądają koty, z innych czuć, że "obiad właśnie dochodzi", w jeszcze innych, na sznurkach suszą się gacie. W podwórku, w którym czasem pracuję, jest pani, która przez okno wyprowadza swojego psa. Otwiera drzwi od mieszkania, pies wypada na podwórko, a ona po jakimś czasie wydziera się "Dżeeeeeeki" czy jakoś tak. I choć totalnie tego nie pochwalam, to jej wrzaski ciągle przypominają mi klasyczne "maaaamoooo, rzuć mi rower!!!".
Kiedy jestem na Śródmieściu myślę sobie, że gdyby plany nie były już inne, to chciałabym mieszkać w tamtejszej kamienicy. Jakoś czuję, że wśród starych murów czułabym się lepiej, niż zamknięta w czystym i nowym betonie bloków. Z tego co widzę, na szczęście nie byłabym skazana jedynie na siermiężność, która rozczula, ale z którą ciężko obcować na co dzień.
Bo Śródmieście, jak cały Wrocław, się zmienia. Pojawiają się knajpy, ciekawe sklepy, rewitalizują "się" parki. Dzięki temu bez problemu mogłam znaleźć miejsce, w którym nakarmili mnie ciastem szpinakowym. A że robiłam takie ostatnio sama, mogę z całą pewnością potwierdzić, że było równie dobre co domowe. Kolejny powód, żeby rozczulać się nad Śródmieściem.
Jeśli z jakiś powodów nie możecie jednak zawitać we Wrocławiu, dzielę się przepisem, z którego skorzystałam przygotowując szpinakową słodkość. Wybrałam przepis Moich Wypieków, ponieważ miał fantastyczny krem- bez żadnych śmietanfixów czy innych wynalazków. To był strzał w dychę. Zobaczcie sami to cudo.

CIASTO SZPINAKOWE "LEŚNY MECH"
.

Na ciasto 
450g mrożonego szpinaku
2 szklanki mąki pszennej
3 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka (elki)
3/4 szklanki drobnego cukru
1 szklanka oleju (rzepakowy lub słonecznikowy)
2 łyżki soku z cytryny
skórka otarta z cytryny 

Na krem
250ml kremówki (30 lub 36 %)
125g serka mascarpone
1,5 łyżki cukru pudru
1 łyżeczka soku z cytryny

Do dekoracji
różne kwaskowate owoce (oryginalnie granat, u nas to co dojrzało w ogródku- białe, czarne i czerwone porzeczki, białe i czerwone maliny i owoce świdośliwy)
Mrożony szpinak rozmrażamy na sitku lub durszlaku i odciskamy nadmiar wody. Spód formy (u mnie taka krótsza prostokątna) wykładamy papierem do pieczenia. Piekarnik nastawiamy na 165*C. Składniki na krem trzymamy w lodówce.
Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia i odstawiamy.
Jajka i cukier ubijamy mikserem na wysokich obrotach do otrzymania jasnej, puszystej masy. Cały czas miksując, do ubitej masy jajecznej wlewamy powoli olej, następnie dodajemy odciśnięty szpinak, sok i skórkę z cytryny i jeszcze chwilę miksujemy. Do tak powstałej masy wsypujemy mąkę z proszkiem i mieszamy szpatułką do połączenia wszystkich składników.
Ciasto wlewamy do formy. Pieczemy 40 minut do suchego dźgulca. Po upieczeniu studzimy. Jeśli po urośnięciu powstała "górka" wyrównujemy ją ostrym nożem. Jeśli mamy silną wolę, zostawiamy ją do dekoracji, jeśli nie- zażeramy. Ostudzone ciasto ostrożnie kroimy na dwa blaty- uwaga, jest dość delikatne i łatwo się kruszy.
Wyciągamy składniki na krem z lodówki. Miksujemy je wszystkie razem, aż otrzymamy gęsty i puszysty krem śmietankowy.
Pierwszą warstwę ciasta smarujemy kremem. Drugą kruszymy i okruchami ciasta posypujemy krem. Można też podzielić krem, posmarować nim każdy z blatów, a na wierzch pokruszyć wcześniej ściętą "górkę" wyrośniętego ciasta. Okruchów będzie mniej i ciasto będzie łatwiej nakładać. Jak się jednak domyślacie, u mnie tej górki już dawno nie było...
Wierzch ciasta dekorujemy owocami i takie cudo chowamy do lodówki. I dajemy mu czas. Pamiętacie z Instagramu czym skończyła się moja niecierpliwość? ;-)
.
Uwielbiam to ciasto za niebanalny smak i kolor szpinaku, za cytrynowy aromat i świetny krem. Wygląda niezwykle dekoracyjnie, a tak właściwie, to przecież sałatka. Szpinak jest ponoć taki zdrowy...:-)
A skoro siedzimy sobie przy kawie i kawałku ciasta, to może opowiecie czy Wy macie takie miejsca z lat szczenięcych, które pomimo tego, że idealne nigdy nie były, wspominacie z łezką w oku?

Komentarze

  1. Nie z lat szczenięcych niestety ale z łezką w oku i owszem..mam takie miejsca...nie idealne..nie piękne..ale wspominam z łezką tak zwaną..i ze wzruszeniem wielkim...tak...hmm...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie z lat szczenięcych niestety ale z łezką w oku i owszem..mam takie miejsca...nie idealne..nie piękne..ale wspominam z łezką tak zwaną..i ze wzruszeniem wielkim...tak...hmm...

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wiem czemu, ale zdublowało się (przestarzały laptop?)..sorry..lubisz "Moje wypieki"?..to mój ulubiony blog...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też tak czasem dubluje- internety mają czkawkę:-)
      "Moje wypieki" lubię bardzo- na jej przepisach można zawsze polegać i upiekła chyba wszystko co istnieje na świecie:-)

      Usuń
  4. Uwielbiam to ciasto, choć dawno u mnie nie było... narobiłaś mi apetytu:)
    całusy wakacyjne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-))) Jakby został kawałek, to wiesz gdzie wysłać;-) Bo u nas już nie ma dawno.
      Również pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz