Meh-rry Christmas!

Przyszedł i mój czas na okołoświątecznego posta. Pomimo nieobecności na swoim, regularnie odwiedzałam zaprzyjaźnione blogi, czytałam opowieści o Waszych świętach. I mówiąc szczerze- zazdrościłam.
Nie żeby to były jakieś beznadziejne święta. Jedzenie się udało, choinkę w ostatniej chwili zdobyliśmy, nawet okna wymyliśmy. Prezenty były- i to fajne. Ale to wszystko jakieś takie bez nadzienia. Z wierzchu niby okej, ale jak się tak wgryźć to nic nie ma. Jak czekoladowy Mikołaj- w tym roku to właściwie równie dobrze mógłby być zając. Jak na tym zdjęciu. Pogoda zdecydowanie Wielkanocna- chociaż świadoma jestem, że to nie pogoda jest powodem tego smętactwa.
Może to kwestia wieku? Coś niecoś pisała o tym Ica- im człowiek starszy tym trudniej znaleźć w świętach magię. Powoli dochodzę do wniosku, że to najbardziej dołujący czas roku. Z całą tą presją, żeby się cieszyć, integrować z rodziną, chłonąć atmosferę ciepła i miłości. Już widzicie dlaczego tyle czekałam z świątecznym postem- nie chciałam być Grinch'em i zdemolować świątecznej radości:)
Nie zrozumcie też mnie opacznie- nie jest mi źle. Po prostu nie jest mi świątecznie.
Spędzam sobie dni na jedzeniu (żołądek uciska mi na mózg- może to jest powodem problemów z percepcją jeśli chodzi o Święta), piciu cudownie smacznej kawy, degustowaniu świątecznych alkoholi, graniu w postapokalipsę, czytaniu o neurotycznej Marilyn Monroe i oglądaniu seriali. Zanim wypuszczę tego posta planuję jakąś aktywność treningowo-fizyczną. Najprawdopodobniej robiłabym to samo w długi weekend majowy, jeśli nie byłoby ładnej pogody. Bo gdyby była poszlibyśmy na ogródek (konQbek chyba z tęsknoty za ziemią gra w symulację farmy;)).
Na ogródek zajrzeliśmy dwa razy dokarmić ptactwo i zobaczyć pączki na magnolii (boję, się że wypączkuje). Przy okazji zobaczyliśmy, że nasi wspaniałomyślni sąsiedzi przycięli gałęzie naszych drzew- były u nich nad podjazdem, więc w sumie ok. Co ciekawe jednak, obcięte gałęzie zwieźli i zrobili hałdę w naszym ogrodzie. Czekamy tylko aż przerzucą przez płot starą choinkę jak rok temu.
Byłam też na dorocznym spacerze wigilijnym- mamy taką tradycję z bratem, że po wieczerzy idziemy na obchód okolicy w celu obejrzenia świątecznych dekoracji i ubicia jedzenia w żołądku. Poszczególnym domom wystawiamy recenzje niczym Jacyków kreacjom celebrytów. W tym roku najładniejsze dekoracje były na domu, w którym wywaliło jedną fazę i lampki bardzo delikatnie świeciły:) Jeśli chodzi o świąteczną atmosferę- człapiąc (ja w kaloszach...) napotkaliśmy grupę młodzieży wracającej z lasu i intensywnie pachnącej marihuaną. Dobiegł nas taki oto tekst "Rodzicom k... powiemy, że na pasterce byliśmy we wsi obok!". Poezja!;)

Z braku magii w życiu, wkręciłam się w tą telewizyjną. Odkryłam serial w sam raz na tę porę roku. Zobaczcie zwiastun.
 Jako dzieciak zaczytywałam się w baśniach braci Grimm i uwielbiałam oglądać ilustracje Jana Marcina Szancera. Ten serial łączy w sobie baśniową fantazję z prozą naszej rzeczywistości. Muzyka jest przepiękna- jak prosto z bajki. No i są księżniczki, niespełniona miłość i Zła Królowa, którą kochamy nienawidzić. Idealna mieszanka na ponure wieczory nad kawą. A teraz pytanie za sto punktów- kto pamięta kim jest Rumpelsztyk?
Cynamonowa posypka ma znaczenie w "Dawno dawno temu"- ja też lubię cynamon na kawie albo kakao:)
 Moi drodzy mirabelkoczytacze- może trochę odbębniłam ten świąteczny wpis. Sama nie tego się spodziewałam- myślałam, że mój pierwszy bożonarodzeniowy post będzie pełen ciepła, wzruszeń i nieserialowej magii. Ale widzę pełno tych emocji na Waszych blogach i profilach- pozwólcie, że będę do Was zaglądać, żeby trochę tej radości jednak poczuć:) Bawcie się dobrze, odpoczywajcie i emanujcie świątecznym ciepłem, żeby takie Grinche jak ja miały na czym żerować:)
A ja obiecuję post o bardzo fajnym krzaku- może jeszcze w grudniu?

Komentarze

  1. Święta jak to Święta. U każdego z nas są inne.
    Ale jak człowiek ma porównanie do tych, które były w dzieciństwie i do tych, które są teraz, to jednak tęskni za tymi w dzieciństwie... bo były piękne, beztroskie, magiczne.
    Ja też nadrabiam wszelkie możliwe seriale, książki, rozkoszuję się pysznościami, a przy okazji jeżdżę na rowerze coby mieścić się w futrynie. :)
    Swoją drogą, sąsiedzi to jednak cudowni ludzie!
    Czekam na kolejne posty!
    Uściski,
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ruszać się trzeba bo waga to przerażające urządzenie:) A pogoda rzeczywiście bardziej sprzyjająca rowerowi niż sankom:)

      Usuń
  2. Ja tam jakoś tej magii nie czuję już od dawna, święta lubię za to, że mozna sie spotkac z rodzina i pobyczyć;) właściwie nic wiecej, bo jakos uniesień ducha nie czuję; p grinchowych Świąt teź już kilka miałam i wcale nie były takie złe:D nie można od nikogo wymagać zeby na zawołanie szczerzył sie jak głupi i śpiewał świąteczne piosenki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wrobili nas z tą dorosłością:/
      Ja już tak mam, że im bardziej mi wmawiają, żebym się cieszyła, tym bardziej mi się nie chce cieszyć- taki charakter:)
      Dzięki za słowa otuchy- już trochę myślałam, że coś ze mną nie tak, a tu widzę, że nie jestem sama. Trzeba się tylko z tym nowym modelem świąt pogodzić i będzie lepiej:)

      Usuń
    2. Dokładnie! A jeszcze lepiej olać wszelkie modele i robić to po swojemu i tak jak ma się ochotę w danej chwili:D

      Usuń
    3. I jest plan na następne święta:)

      Usuń
  3. Uszy do góry! Święta to trudny czas, tym bardziej że cywilizacja w jakiej żyjemy wmawia nam, że muszą być magiczne, kolorowe, wzruszające, itp.itd. a to tylko iluzja i do tego bardzo opłacalna dla wielu. W każde święta przeżywam mniejszy bądź większy kryzys, staram się jak mogę, ale także doskonale wiem, że "nie zawsze musi być kawior" czasami zdarza się kasza gryczana z sosem grzybowym ;))
    Pozdrawiam cieplutko.
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy ta kasza z sosem grzybowym nie brzmi lepiej niż kawior;)
      Dziękuję serdecznie za ciepłe słowa- dużo mi raźniej, wiedząc, że nie tylko do mnie nie przemawia to wmawianie, że święta muszą być idealne.
      Ale kryzysom małym i dużym mówimy precz! Proponuję kawkę, książkę albo "Dawno dawno temu" a kryzys sam się odgoni:)
      Pozdrawiam trochę grinchowo:)

      Usuń
  4. łojojoj..... cóż to za nastrój....hmmmm..ale trochę to rozumiem. U nas święta były "mieszane". Jak pisałam u siebie, obecność dziecka wzmaga świąteczną magię. Bo cały czas mówi się o Mikołaju, ważne robią się kolory światełek i bombek na choince. Wszyscy obserwują dziecię i cieszą się razem z nim z rezentów i z teg, że pierniczki są słodkie :). A z drugiej strony, te święta były tak rodzinne, że już nie daję rady. Od jednego domu do drugiego. Babcie, wujki, ciotki a u wszystkich coś trzeba zjeść. Lubię słodkie, ale kurka.... bez przesady. Kawki, herbatki, ciasto i ... pierogi, gołąbki, sałatki i inne cuda wszystkie NA RAZ!!!! Jak zwykle mówię sobie już kolejny rok z rzędu: to ostatnie takie święta. Pamiętam z dzieciństwa, że święta to był luz, blues i świąteczne spacery. A teraz jest tylko gonitwa od domu do domu (ubierz dziecko, rozbierz dziecko, wytłumacz dziecku, ze to SUPER tak jeździć od domu do domu i obcałowywać się ze wszystkimi krewnymi) a w przerwach siedzenie w kuchni i pichcenie - bo tak trzeba...oj udzielił mi się Grinchowy nastrój ;) Dlatego kończę i życzę wszystkim spokojnego świętowania teraz i na kolejne lata :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście- dzięki dzieciu swemu masz okazję choć przez chwilę skupić się na rzeczach naprawdę w święta istotnych- skąd i kiedy przybędzie Mikołaj czy jak umagicznić choinkę:)
      Nie zarażaj się Grinchem, uważam Cię za specjalistkę od tworzenia magicznej atmosfery- jak też zgrinchujesz to wszyscy jesteśmy zgubieni!
      I wszystkiego dobrego w Nowym Roku kochana!:*

      Usuń

Prześlij komentarz