Niedziela w ogrodzie

Dziś mało dekoracyjny post:) Ponieważ długoweekendowo miałam trochę czasu, w końcu nadrobiłam zaległości prasowe. Moja mama kupuje kilka gazet ogrodniczych, zazwyczaj przeglądam je w biegu i czytam wybiórczo. Teraz przez kilka dni przeczytałam jesienne wydania od deski do deski (no jeszcze mi parę numerów zostało...). I musiałam zacząć sobie robić notatki, bo bałam się, że nie spamiętam tego wszystkiego.
Wiele punktów na mojej liście wymaga jeszcze postawienia krzyżyka, ale oto dwie rzeczy, które zdziałaliśmy dziś.
Pierwszy sukces to przełożenie kompostu. Rok temu kupiliśmy plastikowy kompostownik. Wyglądał stabilnie, ale teraz wiemy, że nie był to najlepszy wybór. Po roku plastik wypaczył się i powyginał od słońca, ale pewnie też od zbyt dużej ilości chwastów w środku. Nie pilnowaliśmy się jeśli chodzi o wrzucanie do niego, więc nie było profesjonalnych warstw. Taki po prostu kosz na biomasę z ogródka. Dlatego nie spodziewałam się spektakularnych sukcesów jeśli chodzi o próchnicę. Nasz kompostownik zmontowaliśmy rok temu jesienią i wtedy wrzuciliśmy pierwsze chwasty- głównie przyciętą trawę, astry i zgrabione liście. Z czasem dorzucaliśmy inne odpady i okazało się, że jego pojemność jest zupełnie niewystarczająca.
Trochę nas poniosło...
Dziś KonQbek po prostu zdemontował plastik dookoła góry śmieci, przerzuciliśmy wszystko na bok a na dnie czekała na nas niespodzianka- trzy wiadra próchnicy. Użyjemy jej do zakopczykowania roślin wrażliwych na zimno. To bardzo fajne uczucie 'wyprodukować' trochę własnej ziemi. 
Po rozmontowaniu kompostownika

Na dnie skarb.
Moi starzy znajomi- w tym kompoście też byli... bue

Po przerzuceniu. Wycięłam też trawę dookoła kompostownika.

Nie wszędzie wycięliśmy trawę, żeby rożne małe stworzenia miały gdzie się schować.

Poza kompostem walczyliśmy też dziś na froncie grzybowym. Udało się nam dostać preparat do mikoryzowania roślin (za około 15zł- wg. producenta starcza na 50 roślin). Jak przez mgłę pamiętam jeszcze lekcje biologii w podstawówce, na temat współpracy roślin i grzybów. W dużym uproszczeniu grzyby rosnąc w glebie pomagają roślinom pobierać cenne substancje, dzięki czemu rośliny rosną bujniej i mają więcej owoców. Po przeczytaniu różnych blogów i for, dochodzę do wniosku, że trudno stwierdzić stuprocentową skuteczność takich preparatów. Ale skoro jest szansa pomóc roślinom w naturalny sposób, to myślę że warto spróbować.
Zestaw początkującego grzybosadzera.
Mieszanka gotowa do użycia.
 Kupiona przez nas szczepionka jest rozpuszczalna w wodzie, razem ze specjalnym żelem. Podobno taka metoda aplikacji daje większe szanse powodzenia. W litrze wody rozpuściliśmy żel, a po pięciu minutach dodaliśmy szczepionkę mikoryzową. Dobrze wymieszaliśmy i ruszyliśmy w obchód ogrodu. Pięć centymetrów od roślin, które chcieliśmy wzmocnić kopaliśmy około 10cm dołek, wlewaliśmy około dwie łyżki preparatu i zasypywaliśmy z powrotem. W nowo sadzonych roślinach powinno się za to przed posadzeniem na chwilę zamoczyć korzeń w preparacie.
Nasz zwyczajowy pomocnik. Dziś nawet chciał zakopywać dołki pomikoryzowe:)
Zobaczymy co z tego wyniknie. Po porażce z boczniakami mam mieszane uczucia. Nie wiem też, czy wybraliśmy dobry moment na szczepienie mikoryzy. Nigdzie nie znalazłam informacji kiedy należy to robić- działaliśmy pod wpływem impulsu, zobaczymy czy jesienna aplikacja działa.
Miło było spędzić kilka godzin w ogrodzie- do tego stopnia, że gdy szliśmy z ekwipunkiem podśpiewywałam sobie pod nosem. Może nawet trochę zabiłam tego lenia sprzed kilku dni.

Komentarze

  1. Kompost to świetna rzecz, mając duży kawał ogrodu usypuję pryzmy kompostowe, na których wiosną sadzę żarłoczne rośliny takie jak dynie i ogórki, taka pryzma staje się nawet dekoracyjna :))
    Przymierzam się do mikoryzowania roślin już od kilku sezonów i ciągle nie mogę się zebrać...
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze mikoryzowanie jest czysto eksperymentalne- zobaczymy czy będą efekty:)
      Dynie rzeczywiście super rosną na kompoście- mój brat sadzi na nim tykwy i co roku mu się udają.
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Magdo pytałaś u mnie na blogu o okrywanie roślin. Temat jest dość złożony. Wszystko zależy od rośliny. Mam taką praktykę, że okrywa jak najmniej. Przeważnie materiałem roślinnym. Np. liście nagrabiam na rabaty bylinowe. Krzewinki typu lawenda, perovskia, wrzosy a także bluszcz i mahonię (u mnie jakoś jest wrażliwa na mróz) w listopadzie okrywam stroiszem iglastym czyli gałązkami świerka ułożonymi dachówkowo (ale dość luźno) na roślinach spodem gałązek do góry. Róże kopczykuję też w listopadzie (ziemią nie liśćmi; bo tu mogą się rozwinąć choroby grzybowe). Różaneczniki - w zasadzie najbardziej na przemarzanie narażone są młode. Najgorszym okresem dla różaneczników jest przedwiośnie: zbytnia operacja słoneczna, wysuszające wiatry, brak wody w glebie - wtedy potrzebne jest im ocienienie.
    Pozdrawiam i życzę powodzenia w ogrodzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za wyczerpującą odpowiedź. Już widzę, że popełniłam błąd bo chciałam osłonić różę brzozowymi listkami- możliwe, że ocaliłaś ją od zagłady:)
      Właśnie prowadzę poszukiwania iglastych gałązek na stroisz, bo to co przycięliśmy nieopatrznie spaliliśmy w ognisku.
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Jakiego ty masz ślicznego kotka <3 Taki mały tygrysek :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety akurat ta bestia nie jest nasza- to nowy nabytek sąsiadów, prawdopodobnie kocur, którego pani tak bardzo chciała kocicę, że woła na niego "ona". Na imię ma Aruś, więc często słyszę "Aruś, gdzie się włóczyłaś":)
      Niby mały ten tygrysek, ale brzuchol na zimę ma niczego sobie:P
      Zajrzałam do Ciebie i oczy mi się zaświeciły na widok stosów książek- u mnie na uczelni były co kilka miesięcy wyprzedaże z biblioteki- to było cudowne polowanie!:)

      Usuń

Prześlij komentarz