Kombak

Jak to trafnie ujął Cyberdyne Systems Model 101 seria 800 "Al bi bak"- tak i ja powracam to przerwie, która rozciągnęła się na trochę więcej niż tydzień.

Wróciliśmy planowanie (nawet 20 minut wcześniej bo wiatr wiał nam w ogon), ale ciężko postawić się w pionie przed komputerem i coś napisać. I to z wielu powodów. Po pierwsze ogarnięcie się po funkcjonowaniu w trybie wakacyjnym to trudne zadanie. Człowiek jakiś taki sentymentalny, jakby nie rozumie dlaczego już nie może bosą stópką po piasku. Na dodatek wszystkie domowe sprawy mają focha, że przez tydzień nie poświęcało się im czasu i domagają się natychmiastowej uwagi. Podlej mnie, wypierz mnie, poukładaj, podrap za uchem, zbierz, ugotuj- litanii nie ma końca. A człowiek taki pełen nostalgii, tęsknoty patrzy na to wszystko i powtarza za mistrzem Syrio Forel bardzo mądrą modlitwę- "Nie dziś".
Jednakowoż, w ramach ogólnego ogarniania się, postanowiłam zaserwować krótki fotoreportaż o tym co zastało nas po powrocie (darowałam sobie robienie zdjęć kurzu na półkach- no worries). Zapraszam!
Skoro les mirabelles to muszą być mirabelki, już prawie dojrzałe.
Iglicznia ma już nasiona- jak wyschną mam zamiar je zebrać. Są bardzo dekoracyjne, mogą być np. dodatkiem do potpourri.

Glicynie oszalały- kiedy wróciliśmy wszystkie trzy osiągnęły już poziom górnej barierki. To małe z przodu to niestety milin, który przemycił się do ogrodu bo w sklepie ometkowali go glicynią:/
Róże nie przestają kwitnąć- dalej mają pąki!
Zapach czuć już przy wejściu do ogrodu.
Budlei przycięłam przekwitnięte kwiatostany, dzięki czemu pięknie się rozgałęziła i wypuściła mnóstwo kwiatów.

Dynie bardzo się rozrosły- niestety dynia olbrzymia nadal nie ma zawiązanego owocu. Jedyny, który był odpadł a teraz są same męskie kwiaty- a pogoda ma się pogorszyć...
Dla wielbicieli pewnego brytyjskiego aktora- Patison au naturel.
A z tego kabaczka będzie jutro leczo. Albo ragu. Albo gulasz.
Fasola przerosła nasze oczekiwania z czasów, kiedy stawialiśmy tą podporę. Hm...
Z małego okrucha, który wyglądał na tyle podejrzanie, że zamiast go wywalić wetknęłam go w ziemię wyrósł wrotycz. Prawdziwe narzędzie czarownicy- nic tylko powiesić pod strzechą, niech odstrasza robactwo (i to z różnych, ciekawych miejsc...).
Nagietki okazały się różne- od żółtych po pomarańczowe. Niektóre mają już nasienniki- i smocze nasiona (były w tym poście):)

Rumianek kwitnie i pięknie pachnie- może herbatkę na uspokojenie?
Dynia piżmowa już wzięła się do roboty- a olbrzym i makaronowa dalej się opieprzają.
Nie lubię aksamitek, ale posialiśmy je, żeby pozbyć się nicieni z gleby. Chyba wyczuły, że muszą się starać o sympatię bo zrobiły przepiękne kępki.
Pokraczne wiśnie- po przycięciu puściły listki. Co z nich będzie?
Topinambur zakwitł. Kto znajdzie kwiatka?
Bakłażany pięknie kwitną, ale nie zawiązują owoców. Nie wiadomo dlaczego:( [próbujemy większych doniczek, może to problem z metrażem?]

Papryki za to dopisały:)
Tutaj papryka gotowa na imprezę- nadziewana kuskusem z podsmażaną cebulką i boczkiem, przykryta plasterkiem wędzonego sera.

A tu lasagne z dwukilowej cukinii- zamiast makaronu cienkie plasterki cukinii. Warstwa cukinii, sos boloński, ser żółty (rozpuszczający się- np. gouda), warstwa cukinii, beszamel i od nowa. Do beszamelu koniecznie dodajcie gałkę muszkatołową- świetnie pasuje do cukinii.
Na koniec pytanie- czy też czujecie już nadchodzącą jesień?

Komentarze