Sułwiwal utwałdza galałetę?

Nawet tak piękne miejsce pełne jest robali. To nasza czereśnia:)
Czy ktoś jest w stanie rozszyfrować tytuł dzisiejszego posta? Jest to cytat z mojego nauczyciela historii i, co ważniejsze, to nie jest prawda. Według założenia tego cytatu stawianie sobie wyzwań czyni nas twardszymi i bardziej odpornymi... Możliwe, ale od tej zasady są z pewnością wyjątki. Na przykład ja i robaki.

Ogólnie rzecz biorąc lubię większość zwierząt. Czasem myślę sobie, że lubię zwierzęta znacznie bardziej niż ludzi. Ale są takie stworzenia, do których przekonać się nie mogę. Pierwsze z nich to dżdżownice. Wiem jak pożyteczne są w ogrodzie, mój dziadek swojego czasu je hodował. Wiem, że są fascynujące, ze względu na swoją budowę. Ale jeśli mam taką delikwentkę dotknąć palcem, a ona się tak zwija, to dostaję ciarek.
Drugie są kleszcze- to chyba można nazwać już fobią. W domu mamy trochę futrzatego zwierzyńca, który oczywiście od czasu do czasu przynosi kleszcza- nie potrafię się przemóc żeby toto wziąć do ręki. Mam od razu wizję, że mi się wpija, a potem pęcznieje...o-hy-da!
W kolejce mamy jeszcze pędraki- larwy majowych chrabąszczy. Białe, obrzydliwe, schowane w ziemi- jak niechcący się je odkryje szarpanymi, pełzającymi ruchami zakopują się znów w ziemi. KonQbek zawsze pyta- "A co ci taki pędrak zrobi?". Jak to co- zbrzydzi mnie na śmierć a potem zje!:)
A dlaczego piszę o robakach? Wczoraj moje nerwy zostały wystawione na wielokrotną próbę. Na początek plewiłam miejsce pod krwawnik, między różą i kozłkiem i zobaczyłam najdłuższą dżdżownicę na świecie. Miała chyba z pół metra i była tak gruba, że w pierwszej chwili myślałam, że to jakaś dziwna żmijka. Kiedy wróciłam do domu na obiad po mojej ręce szedł kleszcz- pomimo mojego wieku wydałam okrzyk: "Mamo, mamo, mamo, weź to!!!", a potem przez pół dnia wydawało mi się, że coś po mnie łazi. Na koniec dnia postanowiliśmy przewieźć trochę kompostu od rodziców pod nasze maliny. Jeden ruch łopatą i kolejny okrzyk, tym razem: "Qbek, ja tego nie dotykam!!!". Ziemia była PEŁNA pędraków. Maj już się zaczął a w kompoście były dobre warunki, więc były przeogromne.
Dżdżownica gigant i pędrak- zdjęcie niewyraźne bo nawet KonQbkowi trzęsły się ręce z obrzydzenia:P
Tym razem piękne stworzonko- jaszczurka uratowana przez moją mamę z szpon naszej kotki Lucki.
I czy jestem twardsza przez wczorajsze doświadczenia? A gdzie! Gdyby Bear Grylls kazał mi zjeść pędraka (podobno to doskonałe źródło białka) usłyszałby parę słów prawdy, a potem opitalałabym koniczynkę.
Żeby zrównoważyć trochę okropności z początku posta, pragnę się jeszcze pochwalić- nasza szklarnia stoi!!! Wczoraj było w końcu trochę słońca, więc zaszedł montaż. Kluczową rolę odegrał tu zmysł konstrukcyjny KonQbka, ja byłam tępą siłą roboczą i pomagałam przenosić szklarenkę albo naparzać młotkiem. Oto kilka zdjęć z procesu twórczego:

Szklarnia step-by-step
tym poście znajduje się zdjęcie reklamowe szklarenki- możecie porównać z efektem końcowym:)
Szklarnię składał KonQbek- łącznie z dorabianiem jednej belki z aluminiowego profilu. O belce tej producent zapomniał, a na telefon nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Ponieważ szklarnia była nam potrzebna bo roślinność powoli zarastała nas w domu, trzeba było improwizować. Szklarenka jest z poliwęglanowej folii i baliśmy się, że porwie ją wiatr, dlatego KonQbek wymyślił betonki i przytwierdzenie konstrukcji śrubami. Przysporzyło to trochę trudności, ale nie było takich, na które nie poradziłby większy młotek. Na podłoże wybraliśmy sztuczną trawę, bo była niedroga i ładna. Półki montowaliśmy sami ze stalowych profili na półki magazynowe i nieheblowanych sosnowych desek, które pół środy malowałam na biało lakierobejcą. Teraz brakuje nam tylko wisienki na torcie- jakiegoś fajnego termometru:)
Półki przed montażem. Tato, stolarz-pasjonat powiedział nam, że w np. Norwegii maluje się nieheblowane drewno, żeby farba lepiej wsiąkała- więc mamy półki w stylu norweskim. A tak naprawdę nieheblowane były o połowę tańsze:)
Mocowanie
I jak? Ja w poniedziałek jadę po pomidorki!!!

Komentarze

  1. Śliczna ta szklarnia... strasznie wam zazdroszczę tej działki, chyba zacznę uprawiać ogródek w stodole :) Co do robaków to też ich nie znoszę!!! Ostatnio jechałam rowerem i przez dekolt pod bluzkę wleciała mi mucha... OGROMNE MUSZYSKO!!! Rower poleciał na jeden koniec ścieżki, a dookoła niego skakałam ja z koszulką podniesioną i z piskiem usiłująca wyciągnąć tą muchę... to było na Legnickiej... tak dużo ludzi to widziało :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)A to był pewnie facet much i zagapił się w dekolt;)

      Usuń

Prześlij komentarz